Jedna z ekip pomaga przy zabezpieczaniu wałów w Sandomierzu i jego okolicy. Powołana została kompania obwodowa, która wspiera ludność zagrożoną powodzią. Z Chełmna ruszyli dwoma samochodami - transportowym, z pompą o dużej wydajności, która wypompowuje duże ilości wody oraz pic-up z pontonem. W tym teamie jest steromotorzysta. Część strażaków jest w Ożarowie (województwo świętokrzyskie), część w Kolbuszowie (województwo podkarpackie).
W Kolbuszowie trwa oczekiwanie, bowiem ta ekipa wypływa pontonami dopiero, gdy woda jest wyjątkowo wysoka. Ratownicy są na zabezpieczeniu.
Przeczytaj również: Czekamy na falę powodziową na Wiśle. Za kilka dni ma dotrzeć do nas
Druga ekipa ma za to pełne ręce roboty. - Stacjonujemy w Ożarowie, śpimy w szkole 20 km od Sandomierza, z grupą 38 strażaków z kujawsko-pomorskiego - mówi Błażej Skorupski. - Dwa pierwsze dni działaliśmy w Sandomierzu, umacnialiśmy tam wały workami z piaskiem, a także robiliśmy rękawy napełnione wodą. Dzięki takim rękawom wysokość wału podwyższa się o jakieś 50 centymetrów. To ciężka praca fizyczna, po dwanaście godzin na dobę. Jeździmy na wały na zmiany. Teraz pracujemy w okolicznych wioskach, gdzie cztery lata temu wały zostały przerwane.
Woda w tych rejonach przybiera. Najbliższe dwa dni ma przechodzić tam fala kulminacyjna, dlatego na razie nasi strażacy nie wrócą do domu. - Najtrudniejszy był pierwszy dzień, wtedy pracowaliśmy osiem godzin, bo było bardzo zimno i cały czas padał deszcz, do tego wiał silny wiatr - dodaje Błażej Skorupski. - To wszystko, choć wymaga trudu, jest dla nas nowym doświadczeniem. Sami chcieliśmy pojechać na południe, ponieważ mamy okazję poznać swoją pracę od innej strony, sprawdzić się w działaniach, w jakich w Chełmnie nie mieliśmy okazji, bo nie było takich sytuacji.
Ratownicy zgodni są, że mieszkańcy są bardzo przestraszeni i trzeba uważać, co się przy nich mówi. - Nawet jeżeli widzimy, że wał jest namoknięty, może zostać przerwany przez wodę, nie mówimy tego głośno - dodaje strażak z Chełmna. - Ludzie wpadają w panikę. Mieszkańcy przychodzą, kontrolują czy poziom wody się podnosi. Nawet co godzinę są obok nas, aby sprawdzić czy przybiera. Nie dziwi nas ich strach, ponieważ w 2010 roku doświadczyli tragedii, jaką jest powódź.
Czytaj też: Warszawa. Poziom wody w Wiśle osiągnął stan alarmowy
W Sandomierzu wciąż widać, dokąd sięgała woda. - Była wysoka co najmniej na trzy metry - podkreśla Błażej Skorupski. - Poziom mułu odrysował się na wysokich budynkach. Niektóre zostały po powodzi tylko obrzucone nowym tynkiem. Gołym okiem widać, ile żywioł narobił szkód.
Wczoraj w nocy przez Sandomierz przechodziła fala kulminacyjna. Woda sięgnęła szczytowej wysokości. - Taka utrzyma się dwie doby, więc trzeba być wyjątkowo czujnym - mówi Błażej Skorup-ski. - O ile żaden wał nie zostanie przerwany to może w środę wrócimy do Chełmna.
Czytaj e-wydanie »