Swoją opinię wyraziłem na podstawie własnych obserwacji jako kierowca, rowerzysta i zarazem pieszy, ale także kierując się alarmistycznymi sygnałami czytelników, proszących o zajęcie się tym problemem na łamach.
I spotkałem się z krytyką, by nie użyć bardziej dosadnych słów - na portalach społecznościowych. Internautów zabolało najbardziej zdanie o tym, że wielu pieszych zachowuje zdrowie i życie dzięki kierowcom, którzy zdążyli zahamować.
Ciekawa rzecz – dziennikarz radzi, jak uniknąć nieszczęścia, a jakaś część odbiorców tego przekazu burzy się, nie zgadza. I przy okazji sama radzi, co powinni robić kierowcy, aby do nieszczęścia nie doszło. I tu się akurat zgadzam, bo kierowcy też nie są bez winy, zbyt często jeżdżą za szybko, nieostrożnie i najczęściej to im policja przypisuje winę, jeśli dojdzie do potrącenia na zebrach.
To też może Cię zainteresować
Tyle że moje rady miały uczulić akurat pieszych przed ryzykownym zachowaniem, bo nie chroni ich karoseria, pasy i poduszki powietrzne. Czego wielu nie zrozumiało albo zrozumieć nie chciało. I tu znów wracamy do źródła problemu – skoro piesi zyskali od czerwca ubiegłego roku więcej praw, skoro kierowcy muszą ustępować im pierwszeństwa nie tylko, gdy wejdą na przejście, ale już w momencie zbliżania się do niego, to po co zawracać sobie głowę jakimś nadjeżdżającym autem?
Tymczasem znowelizowane Prawo o ruchu drogowym wyraźnie nakazuje zachowanie szczególnej ostrożności zarówno kierowcom, jak i pieszym – tym pierwszym (i dobrze) nawet zwolnienie przed przejściem.
To też może Cię zainteresować
Pieszy powinien upewnić się, że nic mu nie zagraża. To nie jest wielki wysiłek. Bo może się zdarzyć szalony kierowca, a takich nie brakuje, albo taki, który się zagapił lub zwyczajnie nie zauważył człowieka, bo ten wyłonił się nagle za ulicznej lampy, znaku, bo nie był widoczny zza samochodowego słupka między przednią a boczną szybą.
