Dlatego po pracy, przynajmniej dwa razy w tygodniu, biegam sobie po bydgoskich parkach. Dystanse niewielkie - mój rekord to zaledwie cztery kilometry. Ale wystarcza, by poczuć się świetnie. Do niedawna rekomendowałam swoim koleżankom taką formę aktywności fizycznej właśnie z powodu sporej porcji endorfin, którą można w ten sposób zaserwować swojemu ciału.
Czytaj też: Kondomy a sumienie katolickich pigularzy
Ale nic to. O kondycję fizyczną kobiet zatroszczył się również pan Jacek Żalek z PO (!). Tyle że troskliwy polityk propaguje bieganie nie po parkach, ale po… aptekach. Pan Żalek chce bowiem, by farmaceuci, powołując się na względy etyczne, mogli odmówić sprzedaży leku antykoncepcyjnego. Wtóruje mu rzecz jasna Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich Polski. - Farmaceuci zmuszani są do sprzedaży środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek - argumentują oburzeni pomysłodawcy i entuzjaści przygotowywanej już ustawy. Dodają również, że to objaw poważnej dyskryminacji.
Jeśli ustawa przejdzie (a może liczyć choćby na poparcie ze strony PiS), pobiegamy drogie Panie i Panowie, po aptekach. Nie znam etyki bydgoskich farmaceutów. Podejrzewam, że tu międzyapteczne dystanse nie będą jednak zbyt duże. Ale zastanawiam się, co zrobią kobiety i mężczyźni (bo przecież mogą realizować recepty swoich partnerek) z mniejszych miast. Jeśli cztery czy pięć aptek odmówi wydania leku antykoncepcyjnego, to co wtedy? Półmaraton? Czy wymuszona przejażdżka do innego miasta? Może pan Żalek chce w ten sposób pobudzić regionalną turystykę? A może po prostu warto nazwać jego błyskotliwe pomysły po imieniu? W końcu polityk wpycha się do naszego życia intymnego i chce wpływać na płodność kobiet.
Bo zmusza go do tego etyka, czy może raczej - "etyka"…
Czytaj e-wydanie »Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje