MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pozbyć się choroby w kilkanaście minut? Uzdrowiciel z Filipin twierdzi, że to możliwe. Trzeba tylko mu zapłacić 150 złotych!

Katarzyna Piojda
Po wizycie u Filipińczyka - jeszcze pamiątkowe zdjęcie autorki artykułu z uzdrowicielem zrobione przez kolejną pacjentkę Palitayana.
Po wizycie u Filipińczyka - jeszcze pamiątkowe zdjęcie autorki artykułu z uzdrowicielem zrobione przez kolejną pacjentkę Palitayana.
Filipińczyk "wytwarza dużą energię wokół swych rąk, która pomaga przy leczeniu". Prosi, żeby się rozebrać i położyć na łóżku. Prawie się nie odzywa. Dotyka zapisane na kartce części ciała i wykonuje rękami dziwne ruchy.

Hotelik w centrum Bydgoszczy. Wczoraj, godz. 11.30. Uzdrowiciel z Filipin w samo południe zacznie przyjmować pacjentów. Mnie też przyjmie.

Zapisałam się telefonicznie przedwczoraj. Chciałam być pierwszą pacjentką. Przyszłam wcześniej, ale Claver Palitayan Pe już uzdrawia. Tylu ludzi się zgłosiło.
"Metoda filipińskiego uzdrawiania to mistyczna metoda leczenia. Jej skuteczność jest ogromna" - pewnie nie tylko ja przeczytałam to ogłoszenie. Pomaga wyleczyć raka, paraliż, guzy, wrzody. I nie tylko.

W drzwiach spotykam starszego pana. Ma ponad 80 lat. Porusza się o kulach. - Pani też do uzdrowiciela? - pyta. Kiwam głową potakująco. On się uśmiecha.
Wchodzimy na pierwsze piętro, pan idzie wolno przede mną. Tam znajduje się gabinet. Filipińczyk wynajął go na kilka godzin.

Najpierw trzeba iść do tłumacza. Siedzi w pomieszczeniu obok Młody facet ubrany na sportowo. Mówię mu, że często boli mnie głowa. Pan na kartce z zeszytu zapisuje to po angielsku. Bierze ode mnie 150 złotych. Tyle kosztuje wizyta. Jeszcze raz nie skorzystałam, a już dostaję kartkę z terminem następnej wizyty - w listopadzie.

Wychodzę od tłumacza i idę do poczekalni. Starszy pan, ten który wchodził razem ze mną, już jest w gabinecie z uzdrowicielem. Moja kolej. Filipińczyk prosi, żebym się rozebrała do połowy. Potem, żebym położyła się na kozetce. Najpierw na plecach, za chwilę - na brzuchu. Rozciera w dłoniach jakieś olejki. Mnie zapach przypomina olejek kamforowy. Zaczyna mnie masować i wcierać mi w olejki w skórę. Mówi coś po filipińsku. Chyba też modli się, bo przeżegnał się. W głowę też wmasowuje mi olejek.Minął kwadrans i minęła moja wizyta u uzdrowiciela. Palitayan Pe łamaną angielszczyzną mówi, że z moją głową wszystko w porządku.

Przeczytaj także: Szaman, znachor, bioenergoterapeuta... Polak się "leczy"
Pan, który wchodził przede mną, siedzi w poczekalni. Odpoczywa. - Trzeci raz tutaj jestem. Mam guzy tarczycy - opowiada.
Pomagają mu wizyty u Filipińczyka? - Jeszcze nie. Dopiero zaczną - twierdzi pacjent.

W poczekalni siedzą kolejne osoby. Już się znają. I wiedzą, że uzdrowiciel też się zna na tym, co robi. - Wystarczy, że popatrzy na człowieka i rozpoznaje, co mu dolega - zachwala jedna. Jej akurat dolega wątroba i "ogólnie wszystko".- Na jednych to działa, na innych nie. Na nas działa - podkreśla jej sąsiadka.

Dzisiaj kolejna szansa na spotkanie z uzdrowicielem - tym razem w Toruniu, a jutro - w Inowrocławiu.

Nie tylko pacjentom Palitayan Pe jest znany. Lekarzom - tym konwencjonalnym - też. Już w 2007 roku Bydgoska Izba Lekarska powiadomiła sanepid i prokuraturę, że egzotyczny uzdrowiciel pojawia się w mieście. Chodziło m.in. o to, że chorzy są przyjmowani w nieodpowiednim pomieszczeniu. - Sprawa została umorzona. Filipińczyk nie naruszył Ustawy o zawodzie lekarza, gdyż się za takiego nie podawał - mówił wówczas Jan Bednarek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy. - Przesłuchaliśmy również paru jego pacjentów. Okazało się, że nikomu nie zaszkodził. Zatem i pod tym względem postępowanie zostało umorzone.

Tadeusz Dereziński, lekarz rodzinny z Gniewkowa: - Rozumiem ludzi, którzy chodzą do uzdrowicieli. To często osoby, które od nas, czyli konwencjonalnych lekarzy, nie usłyszeli tego, co chcieliby usłyszeć. Te słowa słyszą więc od kogoś innego.

Policja w ostatnim czasie nie otrzymała sygnału o Palitayanie Pe. Kolejnymi wizytami Filipińczyka w regionie znowu zainteresuje się natomiast środowisko medyczne. - Powiadomimy prokuraturę - zapowiada Stanisław Prywiński, prezes Bydgoskiej Izby Lekarskiej. - Nie traktujemy uzdrowicieli jako naszej konkurencji.
Naszym zamiarem jest ostrzec ludzi. Chcemy, żeby byli świadomi swojego niebezpieczeństwa.

Żegnam się ze starszym panem, z którym wchodziłam. - Do zobaczenia w listopadzie - mówi do mnie. - Ja na pewno będę.

To nie jedyny przypadek pojawienia się uzdrowiciela w naszym kraju. Poniżej materiał TVP. źródło: TVP/x-news

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska