- Takie spotkania są dla nas ogromnym zastrzykiem energii - podkreślał Jacek Janus z Unisławia. - Dają nam możliwość porozmawiania z ludźmi, którzy nas rozumieją i nie patrzą na nas dziwnie.
Sobotnia konferencja była ostatnią z cyklu, zorganizowaną przez toruńskie stowarzyszenie Wirgiliusz, dzięki wsparciu fundacji "Charytatywny Bal Dziennikarzy".
Rodzice zastępczy i adopcyjni skarżyli się na obojętność urzędników.
Czytaj także: Toruń. Przygarnęli nastolatkę, którą czekał dom dziecka. Teraz nikt nie chce im pomóc
- PCPR to nie jest dobra instytucja dla rodziny. To mędrca szkiełko i oko - mówił dr Krzysztof Liszcz z Torunia.
Rodzice czują się pozostawiani sami sobie.
Kinga Kułakowska, która wraz z mężem prowadzi pogotowie rodzinne w Toruniu mówiła: - Moje wyobrażenie o nim było naiwne. Szybko pozbyłam się złudzeń. Marzy nam się np. lekarz, z którym można szybko się skontaktować, gdy trafiające do nas dziecko jest chore.
Renata Smerlińska z Gruczna matką zastępczą została 11 lat temu: - Nasze problemy zaczęły się bardzo szybko, gdy okazało się, że dzieci, które do nas trafiły są ciężko chore. Jedno miało nowotwór, drugie zespół alkoholowy. Nie było znikąd pomocy.
Czytaj też: Toruń. Rodziny zastępcze: - Dlaczego nam wszystko utrudniacie?
Dlatego dla rodzin zastępczych i adopcyjnych niezwykle ważne są grupy wsparcia.
Jak się okazuje takie mogą również tworzyć przedstawiciele różnych instytucji. O wyjątkowo zaangażowanych w pracę m.in. pracownikach ośrodka adopcyjnego Caritasu, pedagogach, policjancie i kuratorze opowiadał Zdzisław Masłowski z Bydgoszczy.
- Uważamy z żoną, że zawsze i trzeba mówić prawdę o sytuacji, bo tylko wtedy uda się dany problem rozwiązać - mówił.
Czytaj e-wydanie »