Potem sam oddzwonił. To było jak olśnienie, ponieważ, jak wiadomo, pan europoseł Ryszard Czarnecki - mimo że dopiero ostatnio zaczął bywać w naszym województwie - jest na pierwszym miejscu na liście Prawa i Sprawiedliwości w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego z Kujawsko - Pomorskiego. Pierwsze miejsce na liście, Europa, Bruksela... I do mnie oddzwania.
Rozmowa miała następujący przebieg. Ja: "Pański pozew przeciwko Lechowi Wałęsie będzie rozpatrywany przez sąd w Bydgoszczy, bo pan u nas mieszka. Kiedy pan się zameldował?" Kandydat Czarnecki: "Nie będę komentował decyzji sądu przed orzeczeniem". Ja: "Ale kiedy się pan zameldował w Bydgoszczy?" Kandydat Czarnecki: "Nie będę komentował decyzji sądu. To wszystko." Ja: "Ale nie pytam o decyzje sądu, tylko o to, czy pan mieszka w Bydgoszczy. Nie wie pan, czy pan mieszka w Bydgoszczy?". Kandydat Czarnecki: "Na to pytanie odpowiem w poniedziałek".
Taka to była moja rozmowa z europosłem, który z listy Prawa i Sprawiedliwości stara się o powtórny wybór do Parlamentu Europejskiego. I przez decyzję centrali PiS w Warszawie prześcignął w pędzie o jak najlepsze miejsca na liście naszych własnych kandydatów...
Rozłam w naszym lokalnym PiS-ie, który nominacja Czarneckiego tylko uwidoczniła i pogłębiła, świadczy o fatalnej kondycji tej partii. Ale to uwaga tylko ogólna, która zwykłych ludzi na ulicy nie obchodzi. Ich obchodzi to, że mają europosła ze swojego województwa, który nie potrafi się przyznać do tego, że jest spadochroniarzem. I musi udawać, że tu mieszka.
Może wszystko udaje.