Tam, gdzie od kilku miesięcy trwa praca nad oczyszczaniem z szumów taśm z "czarnych skrzynek" z rozbitego 10 kwietnia Tu-154. Pracownicy IES, chcąc się pochwalić panu ministrowi "jak to się robi" poprosili, by założył słuchawki i sobie posłuchał.
Czego słuchał minister i czy miał prawo?
Wiadomo na sto procent, że słuchał nagrań z kokpitu tupolewa (zaiste, dziwne jest prawo, wersja papierowa zapisów rejestratorów lotu wisi w internecie od czerwca!!!). Jeszcze w piątek Kwiatkowski przyznał, że jako osoba postronna "nie powinien mieć dostępu do materiału dowodowego". Wcześniej trochę kręcił, mówiąc, że nie był to zapis z rozbitego tupolewa, tylko "materiał poglądowy". Dlaczego tak się zaplątał?
Wczoraj "na dywaniku" u pana ministra pojawiła się szefowa IES. Od niej Kwiatkowski dowiedział się, że na pewno słuchał nagrań z Tu-154.
Sprawą zainteresowała się też Wojskowa Prokuratura Okręgowa, żądając od szefów ISE wyjaśnień na piśmie.
Ciekawe, kto tę wpadkę przypłaci stanowiskiem? Czy dr Maria Kała, dyrektorka ISE czy minister Kwiatkowski?
A może jest to jedno wielkie bicie piany...
Udostępnij