Jest coś na rzeczy, że genetycznie świnia jest człowiekowatym bliska. Jest w oczach świni jakaś inteligencja i wrażliwość. Ba, jest w świni przyzwoitość. Nie wierzycie? Przed wielu laty przeprowadzono na świniach ciekawy eksperyment. Jak powszechnie wiadomo w stadzie świń obowiązuje ścisła hierarchia, również jeśli chodzi o kolejność podchodzenia do koryta. Więc któregoś dnia, zamiast zwykłą paszą, uraczono świnie likierem. Świński przywódca stada upił się jak świnia na oczach wszystkich, zachowując się co najmniej nieprzystojnie. I co? Kolejnego dnia automatycznie stracił swoje miejsce w hierarchii. Tak, tak, przyzwoitość to warunek minimum dla knura z ambicjami. Dwunożnym być łatwiej.
Biedne te świnie, które dotknęła zaraza. Chociaż żyje ich na świecie dwa razy więcej niż Amerykanów, nikt nie pomyśli, żeby wymyślić dla nich szczepionkę. Nie dość, że dnie spędzają na plastikowych rusztach, a rozkoszy rycia w poszukaniu żołędzi i larw nie są w stanie nawet sobie wyobrazić, to jeszcze na koniec życia zrobią z nich kompost albo popiół.
Rozpisałem się o świńskiej niedoli, a chciałem pisać o niedoli ludzkiej. Bo znowu na czeskiej granicy wychwycono szprycowaną wołowinę z 60-krotnym przekroczeniem normy stężenia antybiotyków. Pomyślicie sobie może, że ktoś chciał pchnąć Czechom trefne mięso w zemście za Turów. Problem w tym, że Sanepid zrobił niedawno jatkę również w polskich dyskontach i okazało się, że żywność aż kipi od niedozwolonej chemii.
Szlag mnie trafia, bo czytam tego typu doniesienia od lat. I nigdy się nie dowiedziałem, jak się nazywał (z imienia i nazwiska!) ten weterynarz, który wypisał kwity i jak wygląda twarz gamonia, który dosypał prochy zwierzętom.
Pewne i tym razem się nie dowiem. Tak czy owak – niech im się likier w korycie zwarzy!
