Niestety, z nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu nie dowiedziałem się niczego poza tym, że trwa mordercza kampania wyborcza, a PiS nienawidzi, z wzajemnością, Platformy.
Premier Ewa Kopacz zrobiła ogólne wprowadzenie, z którego nic nie wynikało poza tym, że powinniśmy być solidarni z zachodem Europy. Minister Grzegorz Schetyna powiedział tylko jedną istotną rzecz: prawdopodobnie w Europie będzie niebawem 800 tys. imigrantów. Teresa Piotrowska, szefowa resortu spraw wewnętrznych, mówiła, że "wzmożono", "zrobiono", "przygotowano", "skierowano" i "opracowano". A poza tym jesteśmy na wszystko przygotowani. Natomiast przewodniczący klubu parlamentarnego PO Rafał Grupiński sypał z rękawa biblijnymi przypowieściami mającymi przekonać PiS do miłosierdzia wobec bliźnich.
Czytaj też: Wina i zadośćuczynienie
Jak zwykle swoich fanów nie zawiódł prezes PiS Jarosław Kaczyński. Po raz pierwszy od wielu miesięcy jego głos zabrzmiał jak dzwon: rząd nie ma prawa decydować o przyjęciu imigrantów bez zgody społeczeństwa! Czyli co - referendum? Infolinia? Plebiscyt? Głosowanie internetowe? Na deser prezes PiS rzucił, że w Europie trwa akcja nienawiści wobec Polski, a wszystkiemu są winni Niemcy. Prezesowi nie starczyło odwagi, by wskazać głównego sprawcę exodusu z Bliskiego Wschodu i Afryki do Europy - Stany Zjednoczone. Swoją drogą nie potrafię sobie wyobrazić unijnych spotkań, w których będą uczestniczyli prezydent RP i premier.
Wniosek z wczorajszego żenującego posiedzenia Sejmu jest jeden: rozwiązanie problemu uchodźców to sprawa trzeciorzędna. Najważniejsze to znów załapać się do parlamentu, a później jakoś to będzie - przecież nas z Unii Europejskiej nie wyrzucą. Niestety, problem imigrantów sam się nie rozwiąże, a Europa będzie coraz bardziej zróżnicowana etnicznie. Czas poważnie rozmawiać, a nie pałać żądzą władzy.