Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- W Bydgoszczy przeżyłem fajną przygodę - opowiada dyrygent jednej z najlepszych polskich orkiestr dętych

Adam Willma
Adam Willma
Klipy z nagraniami górniczej orkiestry zdobyły ogromną popularność
Klipy z nagraniami górniczej orkiestry zdobyły ogromną popularność Agnieszka Łyko
Rozmowa z doktorem Mariuszem Kowalczykiem, dyrygentem Orkiestry Kopalni Węgla Kamiennego Knurów. Rozmawiamy o ciężarze buławy, górniczych piórach, sztukach walki i zumbie.

Jak pana tytułować: dyrygent czy tamburmajor?
Tamburmajorem jestem podczas przemarszu, wówczas mam buławę w ręku. Buława jest w takiej sytuacji przydatna, bo łatwo z jej pomocą zasygnalizować orkiestrze nie tylko kiedy zacząć i kiedy skończyć, ale też kiedy skręcić czy zatrzymać się. Dlatego najczęściej tamburmajor to funkcja dyrygenta orkiestry wojskowej, który prowadzi rodzaj musztry. Ja bywam tamburmajorem, ale na co dzień jestem dyrygentem.

Buława waży swoje. Ma pan wyrobiony biceps w prawej ręce?
Przez 30 lat dyrygowania faktycznie trochę się człowiek namachał buławą. Na Barbórkę zaczynamy o siódmej rano, a później objeżdżamy ze trzy parafie, do tego gramy przy pomniku św. Barbary i podczas przemarszu, więc jest bardzo intensywnie. Dzisiaj graliśmy już dla przedszkolaków i dla kilku grup, które zwiedzały kopalnię. Ale na co dzień koncertujemy w sali, wówczas dyryguję dłońmi, bo nie używam już batuty. Dzięki temu mogę uzyskać większą ekspresję.

Uchodzi pan za jednego najlepiej wykształconych dyrygentów orkiestry dętej w Polsce.
Nie jestem jedynym dyrygentem z doktoratem. Na Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie pracował dr Śmietana, doktorem habilitowanym jest też Wiesław Podolski z Częstochowy – obaj świetni dyrygenci orkiestr dętych. Ale na pewno mój doktorat był fajna przygodą, którą przeżyłem w Bydgoszczy.

Jak do tego doszło?
Trochę niespodziewanie, ponieważ dziekan wydziału dyrygentury, pani prof. Elżbieta Wtorkowska mnie sobie upatrzyła. Przyjechała kiedyś na nasz koncert. Kiedy zobaczyła jak prowadzę orkiestrę, złożyła mi taka propozycję. Zaprosiła nas do Gośliny Małej koło Poznania na festiwal chóralny, gdzie poprowadziłem koncert z kilkoma chórami i orkiestrą koncert. To była dla mnie poważna próba - 200-osobowy skład przy bardzo małej liczbie prób, ale wyszło wspaniale.

Ale skąd właściwie orkiestra w pana życiu?
Była w nim od zawsze. W naszym mieście istnieje ponad 100 lat. Słyszałem ją w plenerze, na koncertach, na pogrzebach. W tamtych czasach to była potęga - po 50 -60 osób. Nie było internetu, niewiele było do zobaczenia w telewizji, więc orkiestra była atrakcją – zarówno dla muzyków, jak i słuchaczy. A trzeba pamiętać, że w samej kopalni pracowało 12 tys. ludzi, czyli praktycznie większość męskich mieszkańców miasta. Dla górników orkiestra była czymś nieodłącznym , czuli, że to jest ich zespół. Niektórzy pracownicy byli oddelegowani do orkiestry. Ja dodatkowo muzykalność odziedziczyłem po mamie, która pochodziła z Beskidu Żywieckiego. Wszyscy wujkowie i kuzyni stamtąd grali w jakichś orkiestrach.

Pan jest górnikiem niepraktykującym. Ale po technikum górniczym, więc wie pan jak to jest pod ziemią.
Miałem praktyki pod ziemią. Tata pracował na kopalni całe życie, mama zresztą też, ale na powierzchni, w lampowni. Zacząłem od szkoły zawodowej, później technikum górnicze. Ze specjalności jestem elektrykiem, co mi się przydaje do dzisiaj, bo naprawianie jakich sprzętów elektrycznych nie jest dla mnie problem. Mikrofony, wzmacniacze i podłączanie tych kabli, ta umiejętność zawsze gdzieś zostaje. Później były studia, a ostatnim roku już się okazało, że rozchorował się dyrygent orkiestry Kopalni Knurów. Ponieważ na studiach miałem kilka lat dyrygowania, a od 12. roku życia w tej orkiestrze grałem, zastąpiłem dyrygenta niejako automatycznie. Zacząłem dyrygować, a za tydzień mieliśmy mieć koncert na festiwalu. To było duże wyzwanie dla 24-latka.

Ślązacy to jest jakiś inny muzyczny kosmos niż cała reszta Polski? Tutaj w co drugiej rodzinie ludzie na czymś grają. Macie większą wrażliwość?
Chyba nie można tak powiedzieć. Nasza kopalnia została założona przez niemieckiego właściciela. W tamtym czasie zwłaszcza niemieckie wojsko przykładało dużą wagę do tego, żeby zawsze była muzyka i żeby nie brakowało instrumentów. Polacy zaczęli z tego czerpać, uczyli się grać, powstawały kolejne orkiestry przy zakładach pracy, które były bogate, więc stać je było na zakup instrumentów i zapewnienie ludziom rozrywki. Trzeba pamiętać, że ci ludzie, ciężko pracujący pod ziemią, narażeni na wypadki, nie mieli dużo rozrywek, więc muzyka znakomicie wypełniła to miejsce.

Muzycy z orkiestr pracowali na co dzień pod ziemią? Po pracy odstawiali kilof i sięgali po trąbkę?
Oczywiście. Mamy jeszcze w kopalniach emerytów, którzy kiedyś musieli dostać delegację „na górę”, żeby zagrać na pogrzebie także. Gdy zaczynałem, dwie trzecie mojej orkiestry stanowili górnicy pracujący pod ziemią. Mam w orkiestrze 76-latka, który gra na tubie. Całe życie pracował na dole. Dziś graliśmy razem kilka godzin. Na stojąco! A tuba jest ciężkim instrumentem. Często gramy na dworze, czasem trzeba paradować z tą tubą ze 3 kilometry. Ale ludzie maja tu mocne geny. A po tym wszystkim panowie jeszcze dzisiaj się umówili na fajer, więc sobie troszkę wypiją i nie mają z tym żadnego problemu. Dzisiaj trudno znaleźć młodych o takiej kondycji i wytrzymałości.

Ale dziś są w orkiestrze również zawodowi muzycy?
Tak, z czasem zaczęło się to zmienia, w coraz większym stopniu do orkiestry wchodzili zawodowi muzycy albo emeryci górniczy. Pozostaliśmy orkiestrą górniczą, ale formalnie poza kopalnią. Musimy sobie radzić jako stowarzyszenie tak jak inni, choć dorzucają się z dobrowolnych składek pracownicy kopalni.

Czyli możemy uspokoić palących akurat w piecach – nikt w cenie węgla nie dopłaca do górniczego grania.
Nie ma takiej możliwości. Nagrywamy głównie z grantów i dotacji, nie spotkałem drugiej takiej orkiestry dętej, która zdobyła ich aż tyle. Mamy program folklorystyczny, program dla dzieci, szkolenia z gry na instrumentach…

Nadal występujecie w mundurach górniczych.
Chcemy tę tradycję kontynuować. Zostawiliśmy starą nazwę, choć kopalnia Knurów już z pięć razy zdążyła zmienić szyld. Nawet gdyby nie było kiedyś kopalni, chcemy dalej funkcjonować jako orkiestra górnicza.

Właśnie dostaliśmy na piśmie od ministra kultury i dziedzictwa, że jesteśmy niematerialnym zabytkiem kultury.
A mundury mamy oryginalne. Mają już ponad 20 lat, więc trzeba je szanować i czasem uzupełniać. Bo pełny mundur z piórami może kosztować 3-4 tys.

Co oznaczają dystynkcje na pana mundurze?
Mój ma oznaczenia nadzoru górniczego. Tylko pióra mam niespotykane. Bo zwykle zielone oznaczają dyrekcję, białe i czarne są górnicze. A ja mam nietypowe – biało czerwone. I bardzo mi się to podoba.

Nie kusiła pana nigdy wielka, symfoniczna orkiestra?
Pewnie, ze kusiła. W szkole muzycznej grałem na klarnecie. Każdy chce być mistrzem świata na swoim instrumencie i marzy o tym, żeby pójść na Akademię muzyczną i kontynuować. Ja też chciałem być solistą. Pojechałem nawet na konsultację na wydziału klarnetu. Pani profesor powiedziała mi: „Wiesz co? No fajnie grasz, tylko patrz - właśnie dwóch klarnecistów skończyło Akademię. Teraz szukają pracy i nie za bardzo mogą znaleźć. Bo w orkiestrze może być tylko 2 klarnecistów. Więc tamci będą musieli bardzo długo czekać aż zwolni się jakieś miejsce”.
Mogłem pójść na politechnikę, bo maturę z przedmiotów ścisłych zdałem bardzo dobrze. Ale uwielbiam muzykę, kontaktu z ludźmi, z dziećmi, z młodzieżą. Więc postanowiłem kontynuować tę muzyczną przygodę na uczelni pedagogicznej. Grałem tam w kwartecie saksofonowym, w orkiestrze, śpiewałem w chórze, to był piękny czas i super rozwój. Przygotowało mnie to do mnie to do pracy dyrygenta.

Wasze nagrania komentują internauci z całego świata. Zachwyceni Polską.

Zauważam, taki dysonans pomiędzy Polską, która nie docenia własnego bogactwa, a ludźmi ze świata, którzy są po prostu zakochani w tej muzyce. Choć rzeczywiście i u nas pojawia się już sentyment za korzeniami. Szczególnie wśród ludzi młodych. Nawet wczoraj - graliśmy pod kościołem marsza i ustawiło się chyba 50 osób z telefonami, które nas nagrywały i szczodrze oklaskiwały po każdym utworze.

Jazz, muzyka latynoska, klasyka… Jesteście górnikami eksperymentalnymi.
Kiedyś z dwoma naszymi saksofonistkami nagraliśmy motyw muzyczny z „Benny Hilla” i nagle się zrobiło się z tego ponad milion wyświetleń. Później było nagranie z klarnetami, które też miało bardzo duży zasięg. Ale rekordy pobiły nasze wersje utworów ludowych. Więc stwierdziłem, dobrze, jeśli ludzie tego chcą, to robimy. Staramy się w naszych aranżacjach pokazać, że takie rzeczy można robić i nie muszą być plastikowe, sztuczne. Nie ma to jak żywe instrumenty.

Los kopalń wydaje się już przesądzony. A wraz z nimi orkiestr górniczych?
Niedaleko od nas jest Dębieńsko. Kopalnia tam została zamknięta 10 lat temu, a orkiestra dalej funkcjonuje bardzo dobrze, pozyskuje wiele dotacji. Więc póki będę miał siłę, damy radę nawet bez kopalni, nawet bez kopalni sobie poradzimy. Nawet jak już będziemy zupełnie na zielono.

Ponoć, kiedy akurat pan nie dyryguje, zajmuje się pan walką.

Trenowałem sztuki walki, część dżudo, część karate. Mocne treningi dwa razy w tygodniu dały mi sporą sprawność. Teraz trenuję w grupie Aero Kick Boxing - to jest walka z cieniem wykorzystująca różne techniki czy bokserskie i kopnięcia ale wszystko w rytm muzyki. Potrzebuję takiego ruchu, żeby się odkleić od komputera i pisania projektów po nocach. Muzyk musi być sprawny. Dlatego ćwiczę też taniec.

Ludowy?
Nie. Zumbę! To dzięki tej zumbie nagraliśmy klip z „Despacito”. Oczywiście w naszej górniczej wersji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska