Nie ukrywam, głównie w tych dyscyplinach, które lubię i na których choć trochę się znam.
Najpierw jednak ogólnie. Już same komentarze dziennikarzy, którzy prowadzili sportowe serwisy, nie wprawiały w dobry humor. "Fatalny dzień polskich sportowców", "Porażka za porażką", "Bez sukcesów w tym dniu igrzysk". Coś mi się zdaje, że w Pekinie było podobnie. Deja vu? Na całej linii! Najpierw podkręcamy się. Dziesięć? Nie, piętnaście medali! Piętnaście? A może więcej? Potem jest euforia po pierwszym zdobytym krążku - na tej olimpiadzie szczęśliwie zdarzyło się to już pierwszego dnia zawodów. No i tak miało być do końca, jak życzyliśmy tego sobie. Ale póki co, nie jest.
Przeczytaj także:Wspaniały mecz! Polska - Włochy 3:1
Najbardziej zawiodła mnie Agnieszka Radwańska. Choć tak naprawdę dostrzegam w jej grze pewną konsekwencję. Ostatnią piłkę przegrała na olimpijskim korcie w takim samym stylu, jak w meczu z Sereną Williams podczas turnieju wimbledońskiego. Deja vu? Na całej linii. A dokładniej - na korcie. Szanuję to, co zdobyła do tej pory nasza najlepsza w tej chwili tenisistka, ale daleko jej do takich potęg jak Navratilowa, Graff, Hingis, Evert.
Sport ma to do siebie, że jest wielką niespodzianką i trudno przewidzieć rezultat. Ale gdy wola walki wyparowuje z zawodniczki niemal na naszych oczach, trudno nie kryć rozczarowania. Być może olimpijski honor Radwańskich uratuje Urszula. Być może siostry jeszcze zawalczą razem o medal. W deblu. Może Agnieszka w mikście... Droga na podium jest otwarta. Mimo wszystko trzymam kciuki.
Natalia Partyka. To nazwisko, które chcę zapamiętać. Wola walki tej dziewczyny warta jest odnotowania, choć przegrała mecz ze skośnooką Holenderką. Ale po jakim pojedynku! Tenis stołowy, dużo bardziej dynamiczny, niż ten na kortach, wymaga błyskawicznego refleksu i wszechstronnej sprawności. Tego Natalii nie brakuje. I nikt chyba, patrząc na nią, nie powie, że jako niepełnosprawnej potrzebna jest jej jakakolwiek taryfa ulgowa. Brawo!
Brawa dla siatkarzy są oczywiste. Wywalczyli sobie zwycięstwo z trudnym przeciwnikiem, jakim są Włosi. Pamiętam ich pojedynek z Pekinu. Deja vu? Nic podobnego. Tam przegraliśmy, a tu takie zwycięstwo. Brawo Kurek!
Czytaj e-wydanie »