Moim skromnym zdaniem, jeśli chodzi o naszą kolej, to mierzyć się musi ona z ciągłymi anomaliami pogodowymi.
Zobacz też: Sorry, mamy taki klimat - E. Bieńkowska o opóźnieniach na kolei [wideo]
Zacznijmy od lata. Pociągi się spóźniają albo w ogóle nie jeżdżą, bo upały powodują deformacje szyn i trakcji. Letnia anomalia, jaką są promienie słoneczne, nęka naszych kolejarzy od lat. Recepty na nią nie ma. Przejdźmy do jesieni. Silne październikowe i listopadowe ulewy podmywają tory. Ta anomalia jest szczególnie niebezpieczna, bo trudno precyzyjnie przewidzieć, kiedy ulewny deszcz spadnie i które tory podmyje. Zima? No to właśnie przerabiamy. Jak nie śnieżne zaspy na torach, to lód izolujący i obciążający kable trakcji. Walka z tymi anomaliami jest żmudna i długotrwała. Najskuteczniejszą metodą jest zaklinanie pogody, by wreszcie przyszła odwilż. No a wiosna? Cóż, komuś może się wydawać, że ta pora roku naszej kolei nie jest w stanie zaatakować anomaliami. Nic z tego. Najpierw roztopy (wiadomo - podmyte tory, itd.), a później - nękające nas od lat majowe burze i nawałnice przeciągające się aż do lata.
Przeczytaj również: Premierzycy odpowiedź na zimę
No i my mamy pretensje do kolei, że w tych warunkach nie jest w stanie wozić nas zgodnie z rozkładem? No właśnie - rozkładem. To także anomalia, chociaż już nie pogodowa, z którą nasze kolejnictwo boryka się od lat.
Czytaj e-wydanie »