Z jednej strony mamy tu cynizm redaktorek, które do Jasienicy zjeżdżają wprost ze sprawy mamy Madzi, z drugiej - bezbrzeżną głupotę wiernych (?), którym wydaje się że przy pomocy kamery wygrają konflikt o księdza. Otóż żaden z tych konfliktów nie został wygrany przez parafian. I nie zostanie.
Czytaj: Watykan odrzucił odwołanie ks. Lemańskiego ws. probostwa
Zarówno ksiądz Lemański, jak i jego fani z Jasienicy, zachowują się jak dzieci we mgle. A wystarczyło sięgnąć po prawo kanoniczne, gdzie stoi czarno na białym: "duchowni mają szczególny obowiązek okazywania szacunku i posłuszeństwa Papieżowi oraz każdy własnemu ordynariuszowi". W kolejnym kanonie - żeby nie było żadnych wątpliwości zasada sprecyzowana jest jeszcze dosadniej: "duchowni mają obowiązek - chyba że usprawiedliwia ich prawnie uznana przeszkoda - przyjąć i wiernie wypełnić zadanie powierzone im przez własnego ordynariusza".
Do ogółu wiernych odnosi się kanon 212: "To, co święci pasterze, jako reprezentanci Chrystusa, wyjaśniają jako nauczyciele wiary albo postanawiają jako kierujący Kościołem, wierni, świadomi własnej odpowiedzialności, obowiązani są wypełniać z chrześcijańskim posłuszeństwem".
A gdyby ktokolwiek miał wątpliwości, jest jeszcze kanon 223: "Ze względu na dobro wspólne, przysługuje władzy kościelnej prawo domagania się, by wierni korzystali z umiarem z przysługujących im praw".
Nie znam intencji księdza Lemańskiego i nie bardzo mnie one interesują. Nie potrafię wzruszyć się dramatem człowieka, który rozpoczął grę w szachy, nagle zaczyna stosować zagrywki z warcabów. Kościół katolicki jest strukturą hierarchiczną, w której noszenie sutanny jest równoznaczne z dochowaniem ślubu posłuszeństwa przełożonym. Ksiądz Lemański zaciągnął się do chóru wron i oto pieje arię kanarka.
Galerię moich ulubionych postaci historycznych otwiera Marcin Luter, drobny żuczek w habicie, który w imię przekonań wypowiada wojnę wszystkim możnym tego świata, choć zewsząd zawiewa dym ze stosów. Luter przeżył, bo w czasie najgorszej opresji, niespodziewanie podał mu rękę zdziwaczały elektor saski Fryderyk zwany Mądrym. Mówiąc językiem telewizyjnym: urzekła go historia mnicha.
Ksiądz Lemański Lutrem nie jest, a - choć w kościelne prawa dawno zwątpił - z sutanną rozstać się nie potrafi. W najbliższym czasie zobaczymy, czy 52-latek przyjmie łaskawie przydzielony grosik od arcybiskupa i pokoik w zadbanym domu księży emerytów.
Jeśli proboszcz liczy, że rękę podadzą mu właściciele medialnego holdingu, który towarzyszył mu wiernie kilkanaście ostatnich miesięcy - srogo się zawiedzie.