Miała być konferencja prasowa, miało byc oficjalne wystąpienie twarzą w twarz z dziennikarzami. I co? I nic.
Na stronie internetowej PZPN Grzegorz Lato rozwiał wątpliwości wszystkich tych, którzy łudzili się, że król strzelców z 1974 roku w RFN zachowa się godnie i odstąpi swój fotel szefa piłkarskiej organizacji. I choć cała piłkarska Polska od porażki z Czechami wstrzymywała oddech w oczekiwaniu na zmiany w PZPN, to powiedzmy sobie szczerze - chyba mało kto się łudził, że Lato złoży dymisję.
Grzegorz Lato ponownie będzie kandydował na prezesa PZPN
Mało tego. W oświadczeniu na związkowej stronie internetowej, legendarny piłkarz nie ma sobie nic do zarzucenia. Napisał: "Znam środowisko i wiem, co trzeba zrobić, aby w piłce działo się lepiej (...) Jako jeśli odejdę ze związku to tylko po przegranej z takim przeciwnikiem, który lepiej ode mnie zadba o rozwój piłki nożnej w Polsce".
To też nieistotne, że od ponad dwóch tygodni nawet osoby, które w niewyjaśniony, magiczny wręcz sposób przeistoczyły się na początku czerwca w zapalonych kibiców (przyznajmy, że piłkarski szał ogarnął nas wszystkich, albo znakomitą większość - 5- i 95-latków, gospodynie domowe i prezesów korporacji, brukarzy i radców prawnych), więc te wszystkie osoby słyszały o obietnicy Grzegorza Laty.
A co takiego przysiągł Lato, jeden z orłów Górskiego? A, no mianowicie powiedział w rozmowie z dziennikarzem Przeglądu Sportowego, że jeśli Polska z grupy nie wyjdzie, to on rezygnuje z prezesowania w PZPN. I kto tu kłamie?
Mam tylko taką nieśmiałą nadzieję, że 26 października, w dzień wyborów nowych władz PZPN spełnią się słowa pana L. i trafi on na "przeciwnika, który lepiej od niego zadba o rozwój piłki nożnej w Polsce".