Nikt nam nie zabrania patrzeć urzędnikom na ręce, na co dowodem są m.in. artykuły w "Gazecie Pomorskiej". Codziennie udowadniamy, że kontrola społeczna jest potrzebna. Tyle, że musi mieć jakiś cel.
Nie ma go, a przynajmniej trudno go dostrzec, w działaniu mieszkańca Tucholi, który dezorganizuje pracę tucholskiego starostwa. Pan Szymon twierdzi, że walczy o prawo obywatela do publicznej informacji. Do tej pory zadał 56 pytań, na które żądał szczegółowych odpowiedzi, czyli dokumentów, zestawień, kopii... Ton papieru.
Z jednej strony to godne podziwu. Tucholanin jest prawdziwym, choć samozwańczym, inspektorem ludowym. Pokazuje, że każdy obywatel może... Właśnie. Co może? Może rozgnieść urzędnika? Pokazać mu, gdzie jego miejsce? Zaprząc do pracy nad jednym tylko zadaniem? A może to jakaś ukryta zadra, osobista zemsta?
Zobacz także: W starostwie mówią, że zatruwa im życie, bo wciąż dopytuje o karty drogowe pojazdów służbowych oraz o ochronę
Trudno mi zrozumieć pana Szymona. Przy okazji zastanawiam się, co robi z odpowiedziami z urzędu. Pali nimi w piecu? Wątpię czy w ogóle do czegoś są mu potrzebne. W każdym działaniu potrzebna jest choć odrobina umiaru. W tym wypadku go zabrakło, a z pozoru potrzebna akcja zmieniła się w opętańczy kołowrotek. Mam nadzieję, że Tucholanin w końcu zrozumie, że nie pomaga, tylko przeszkadza.
Czytaj e-wydanie »