Dzisiejsze wprowadzenie w życie pogróżek o znacznej podwyżce rosyjskiego gazu dla Ukrainy powinno zdecydowanie zmobilizować Europę do zacieśnienia współpracy z USA. Putin potrzebuje konkurencji w UE i lekcji pokory, jeśli nie chce stracić 1/3 wpływów do rosyjskiego budżetu, którymi obecnie chełpi się przed światem.
Szczęśliwie, pierwszy krok - umowa o wolnym handlu między EU a Stanami - już za nami. Co prawda amerykański gaz nie będzie w Europie tak tani, jak w USA, bo cenę musi podnieść choćby jego transport, warto jednak zapłacić więcej, by mieć nadzieję graniczącą z pewnością, że zakręcenie kurka nam nie grozi.
Niestety, wszystko wskazuje na to, że prędzej dopłynie do nas gaz z amerykańskich niż z polskich łupków, bo zbyt wielu problemów u nas dostarcza jego wydobycie.
Trzeba pamiętać, że Europa różni się od USA dwoma ważnymi dla gazu czynnikami: strukturą geologiczną i gęstością zaludnienia. Gaz łupkowy w Polsce znajduje się około czterech kilometrów pod ziemią, podczas gdy amerykański około dwóch, co znacznie potania jego wydobycie. Wymaga ono również wykonywania wielu odwiertów, bo wydajność jednego jest ograniczona. Stany, w przeciwieństwie do Polski, mogą sobie pozwolić na gęstą siatkę wierceń, konieczną dla efektywnego wykorzystania złoża, ponieważ kilometr kwadratowy zamieszkuje tam 27 ludzi, a w Polsce - 122.
Zobacz także: W samo południe: Maleńczuk grozi Putinowi bagnetem i techno
Putin o tym wie, dlatego robi, co mu się podoba. Lekcja dla nas: nie liczyć na niego, bo historia już się powtarza i cuci nas morałem, że ustalenia z Rosją warte są tyle, co nic.
Czytaj e-wydanie »