Tymczasem we Włocławku atmosfera przed referendum staje się coraz bardziej gorąca, o czym świadczą chociażby mnożące się oświadczenia i listy otwarte. Jedni nawołują, żeby iść do urn, drudzy namawiają: nie idźcie! Okazuje się, że również u nas działa taki mechanizm, jaki zaobserwowaliśmy podczas referendum warszawskiego - o wynikach decydują nie ci, którzy idą do lokali referendalnych, ale ci, którzy zostają w domach. W naszej referendalnej rzeczywistości mniej już chodzi o to, kto powie "tak" lub "nie". Iść albo nie iść - oto jest zasadniczy dylemat.
Czytaj: Referendum w sprawie odwołania prezydenta Andrzeja Pałuckiego. SLD namawia do bojkotu
No niby prawo dopuszcza bądź wręcz sankcjonuje taki mechanizm. Ale wyczuwam w nim jednak coś fałszywego. Czy brak wyboru jest wyborem? Czy wśród tych, którzy nie idą na referendum są sami przeciwnicy odwołania prezydenta, burmistrza? Czy nie ma wśród nich tych, którym jest wszystko jedno, kto rządzi, mają wszystkich i wszystko w nosie? Ostatecznie referendum nie daje nam oczywistej odpowiedzi na pytanie, czy należy dalej pozwolić rządzić, czy też przerwać kadencję.
Wybory - bo referendum jest przecież rodzajem wyborów - przeradzają się w głosowanie nogami. A przecież jeśli czegoś nie robimy z głową, to często jest to do... No wiadomo.
Czytaj e-wydanie »Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje