Niby oficjalnie zaprzeczał. On? Skądże? Zna swoje miejsce w szeregu. Ale w głębi duszy pewnie nosił marzenie o pałacu prezydenckim. Podobnie przedziwną sytuację mieliśmy przy wyborze nowego szefa NATO. Niby chciał, a się nie zgłosił.
Kiedy premier Donald Tusk oficjalnie zrezygnował z kandydowania i na liście rankingowej pojawili się Bronisław Komorowski i obecny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, ten ostatni - już bez fałszywej skromności i krygowania się - obwieścił, że chce kandydować. Dotychczasowe sondaże sugerują, że wygrałby starcie z Lechem Kaczyńskim, ale czy wygra prawybory w Platformie Obywatelskiej? Tu wszystko może się zdarzyć. Czy Sikorski realnie ocenił swoje szanse, by oficjalnie głosić, że duet: on i Tusk, to dopiero by się działo? Czy nie został wystawiony, by zbadać grunt, a w ostatecznej rozgrywce pojawi się ktoś inny?
Wreszcie, czy PO zasługuje na to, żeby spuścić ją z oka? Oddać jej całą władzę, i premiera, i prezydenta?