I to wcale nie ze względu na Łukaszenkę, wojnę hybrydową i takie tam historie. Dlatego, że pod dwoma grubymi pierzynami i z czapką na głowie jakoś człowiekowi ulatuje polemiczny zapał.
Że bez przesady? Że strachy na Lachy? Tym razem, niestety, nie do końca. Bo nie bez powodu kilka poważnych państw europejskich przygotowało kampanie informacyjne z instrukcjami „jak nie zamarznąć, gdy kaloryfery przestaną grzać”. Że niby jak? Ano tak, że wiele ciepłowni nadal nie zapewniło sobie zasobów węgla i dostaw gazu. I nie bardzo wiadomo jak te dziury zapełnić. Gdy kaloryfery ostygną, pozostanie dogrzewać się prądem ale takiego zapotrzebowania europejskie elektrownie nie będą w stanie obsłużyć. W efekcie czeka nas jazda bez trzymanki i blackout, jakiego jeszcze nie widzieliśmy.
Przy okazji wyszły na jaw ciekawe wyliczenia. Okazało się, że problem z ogrzaniem mieszkań tej zimy może mieć około 80 milionów Europejczyków. Już obecnie – jeśli wierzyć ankietom – nie dogrzewa domów aż 9 proc. Niemców (3-krotnie więcej niż Polaków). To jednak nic przy Bułgarii (27 proc.), Litwie (23 proc.) i Cyprze (21 proc.). Marzną zimą również Grecy i Portugalczycy.
A dla tych, którzy wola patrzeć na słoneczne aspekty rzeczywistości, pocieszenia niestety nie widać. Cieplej już było. Akcja ratowania klimatu sprawi, że energia będzie drożeć. Więc bądźcie mili dla sąsiadów i krewnych, bo kto wie, czy kiedyś nie będziecie chcieli się do nich przytulać. Ja tam w każdym razie zachowałem sobie jeden kaflowy piec na wypadek blackout, więc tych najbardziej zziębniętych zapraszam, jakby co.
OK, a teraz wracajmy do naszej ulubionej wojenki polsko-polskiej. Tylko uwaga! Pilnujmy w jakim geście i z jaką miną zaskoczą nas zimowe mrozy – bo takich nas za 10 tys. lat odkopią paleontolodzy ze wiecznej zmarzliny. A później z tych min spróbują odtworzyć przeszłość. Nie zazdroszczę im tej roboty.
