https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wysokie loty niskich dźwięków

[email protected] ADAM WILLMA
Roman Koc: - Gitara basowa jest wielkim instrumentem
Roman Koc: - Gitara basowa jest wielkim instrumentem fot. autor
Muzyka wprowadza kanapę w wibracje, żyrandol śpiewa, a kieliszki w barku same zaczynają tańczyć. Znacie to uczucie ?

To przeczytajcie, kto za tym stoi.

- Lotnikiem - owszem, ale nigdy w dzieciństwie nie pomyślałbym, że będę lutnikiem - Roman Koc gładzi palcami gitarę wykonaną z rzadkiego topolowego czeczotu, prawdziwe sześciostrunowe dzieło sztuki. Sama szyjka gitary sklejona została z 32 kawałków drewna.

Płacz i graj

Pierwsze akustyczne pudło kupiła babcia. W sklepie kolonialnym w Gniewkowie było mydło, powidło, rowery, łańcuchy do krów, elektryczne piecyki... I gitara. A właściwie wyrób gitaropodobny, z państwowego przedsiębiorstwa Defil. Na tym pudle mały Romek na prywatnych lekcjach ćwiczył gamy i akordy.
Starszy brat, Marek, był bardziej zaawansowany. - Zebrał kilku chłopaków i stworzył zespół. Próby odbywały się w naszej szopie. Zdobyli gdzieś przetwornik do gitary, jako wzmacniacz posłużyło radio Stolica, zamiast perkusji były garnki i wiadra, w które tłukło się listewkami.

Zespół się rozwinął, chłopaki nazwali się Nessie i rżnęli rockandrolla w gniewkowskim domu kultury. Romek był w siódmym niebie, gdy brat dał mu potrzymać gitarę: - Zagrałem numer z Dwa Plus Jeden. Kurczę, gitara na prąd, to naprawdę robiło wrażenie - wspomina ze śmiechem.
Pierwsza basówka również była produkcji Defila. Marek nie nazywa jej gitarą: - Ciężkie to było, na palcach robiły się odciski, więc ludzie ćwiczyli z łzami w oczach. Tylko najwięksi zapaleńcy nie załamywali się tą próbą.

Czeska Jolana to była już inna bajka. Nie bolało. Ale Roman próbował dalej. Wymyślił, że skleci własny instrument. Z Jolany pozostał gryf, resztę dorobił z mahoniowego drewna ojciec, właściciel zakładu stolarskiego. Przetworniki polutował kolega z Inwrocławia. I zagrało nieźle. Ale chciał jeszcze lepiej. Był początek lat 80. Gitarzyści z całej Polski jeździli do małej firmy z Gdańska, w której dwóch braci strugało niezłe kopie zachodnich gitar.

Być jak Rolling Stones

Roman: - Sprzedałem swoją niemiecką Resonatę, dołożyli się rodzice i dziadkowie, razem to miało kosztować jakieś 70 ówczesnych milionów. Wpłaciłem zaliczkę, czekałem chyba 7 miesięcy, po czym sam pojechałem do Gdańska. Gitara miała być gotowa nazajutrz, więc konstruktor pozwolił mi przenocować u siebie i... rano już go nie było. Ostatecznie dostałem instrument, ale ze zbyt szerokim gryfem i o brzemieniu, które nie zwalało z nóg.

Postanowił, że następny instrument zbuduje sobie od podstaw: - Pociągała mnie elektronika, lutowałem różne schematy z czasopism, szczegóły konsultowałem z kuzynem, elektronikiem z Bydgoszczy. Zbudowałem nawet syntezator - w tamtych czasach wydobywanie dźwięków w stylu Jean-Michela Jarre'a to było niesamowite uczucie. Niestety, klawiatura była w tamtym czasie nieosiągalnym towarem. Skupiłem się więc nad gitarami. Kolejne modele budowałem dla siebie, grałem i później sprzedawałem.

Gitary Koca łomotały na próbach zespołu Sektor V z Gniewkowa. Sektorowcy dali kilkanaście koncertów na regionalnych przeglądach, najlepszy w Janikowie: - Wtedy raz w życiu poczułem się jak Rolling Stonesi - zaśmiewa się Koc. - Publika szalała, ludzie rozbijali krzesła, wpadali w szał, piszczeli, małolaty ganiały za nami prosząc o autografy.
Dwa lata w wojsku nie poszły na marne. Roman trafił do łączności. Komandor przymykał oko, zamiast ćwiczeń w terenie pozwalał Romanowi eksperymentować z układami scalonymi.

Schab z gitarą

Pomysł, żeby żyć z gitar rzucił Marek. Głód dobrych instrumentów był na rynku ogromny. Roman: - Z pieniędzmi za jedną ze sprzedanych gitar pojechaliśmy z Markiem do toruńskiego Peweksu. Obaj kupiliśmy sobie wideo i telewizory. Znany lutnik z Wrocławia za sprzedany instrument mógł sobie pozwolić na tydzień balowania w Sopocie.

Wykonywali różne instrumenty, z czasem jednak Roman postanowił skupić się wyłącznie na basie: - W gitarach prowadzących kilku światowych producentów było nie do przeskoczenia. Musieliśmy przyjąć, że Gibson, Fender i PRS rządzą światem. Inaczej z basem, tu można było zawalczyć o własną niszę.
Bas to kawał drewna z przetwornikiem i czterema strunami. - Tylko z pozoru - zapewnia Roman Koc. - Gitara basowa jest wielkim instrumentem. Ten instrument może nie tylko dobrze brzmieć, ale i wyglądać jak dzieło sztuki.

Cztery struny również nie są dogmatem. Któregoś dnia w Gniewkowie pojawił się znany basista Zbigniew Wrombel, zamówił 6-strunowy model basu. - To było wyzwanie, coś co lubię - od tego momentu gitary basowe pochłonęły mnie całkowicie - mówi Koc. - Taka gitara otwiera przed basistą nowe perspektywy. Muzyk nie tylko nadaje rytm, ale ma szansę zaistnieć jako solista.
Roman z góry zrezygnował z przemysłowej masówki: - Ten rynek wypełnili Koreańczycy i Chińczycy. Postawiłem na niewielką rękodzielniczą produkcję, nietuzinkowe instrumenty - wyjaśnia Roman Koc. - Z roku na rok marka GMR stawała się coraz bardziej rozpoznawalna. Bardzo pomógł nam teledysk "Lato" Formacji Nieżywych Schabuff. Piosenka swego czasu leciała w telewizji kilka razy dziennie, a nasza gitara była na nim jednym z głównych rekwizytów. Dalej już wszystko rozwijało się w naturalnym rytmie - z targów wracaliśmy z medalami, a na międzynarodowych imprezach posypały się zamówienia. Na naszej gitarze grają między innymi Achim Rzychoń, basista Chrisa de Burgha i Hiram Bullock, muzyk z grupy Erica Claptona i znany jazzman Tomasz Grabowy.

Arek Malinowski, basista grający między innymi z Czerwonymi Gitarami stawia ich gitary na równi z najlepszymi: - GMR to bardzo wysoki poziom. Bez trudu konkurują z najlepszymi instrumentami w Europie.

G - jak Gniewkowo

W stolarni leżakują kawałki drewna z wszystkich stron świata - od indyjskiego hebanu po drewno z korzeni apalachijskich kasztanowców i unikatowy amerykański klon. Obok - przygotowane do polerowania gryfy i podstrunnice z palisandru. Wyszlifowane ręcznie gitary trafiają do lakierni, gdzie pokrywa się je kilkoma warstwami szlachetnych powłok. Ostatni szlif muzyczny nadaje instrumentom jeden z najlepszych polskich lutników Adam Lewicki. W drewnianych korpusach umieszcza wykonywane na zamówienie doskonałe niemieckie przetworniki i pozłacane gałki i mostki. Za najdroższy model trzeba zapłacić 16 tysięcy złotych.
Tajemniczy napis GMR inkrustowany jest na gryfie masą perłową lub mosiądzem. G - jak Gniewkowo, M - jak Marek i R - jak Roman.

ADAM WILLMA [email protected]

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska