Działo się podczas walnego zebrania na toruńskiej Skarpie, spółdzielni która od wielu lat znana była z tego, że swoich tajemnic strzeże jak niepodległości. Przez lata najpilniej strzeżoną tajemnica spółdzielni było wynagrodzenie byłego prezesa. Kilku lat było trzeba, żeby wymusić na prezesie kwity.
A teraz powtórka z rozrywki. Znany toruński dziennikarz, Jacek Kiełpiński, został przez kilku spółdzielców zaproszony na walne zebranie. W niezrozumiałym akcie biurokratycznego wzmożenia zarząd podjął decyzję o usunięciu z obrad dziennikarza, co samo w sobie jest zjawiskiem zdumiewającym. Spółdzielcy jednak nie odpuścili i powołali Kiełpińskiego na eksperta, na co pozwala im prawo spółdzielcze. Ekspertem dziennikarz niewątpliwie jest, bo dziesiątki razy opisywał spółdzielcze zmagania i przesiedział na spółdzielczych zebraniach mnóstwo godzin. Tym razem zarządzono jednak głosowanie, a w międzyczasie na sali pojawiło się kilku zdyszanych spółdzielców, którzy zdążyli na głosowanie, po czym z żalem powiadomiono Kiełpińskiego, że jednego głosu zabrakło, aby mógł wziąć udział w obradach. Sprawa będzie miała dalszy ciąg, bo Kiełpiński odpuszczać nie zamierza.
Pozostaje jedynie pytanie, dlaczego dziennikarz musi handryczyć się ze spółdzielczymi organami dokładnie tak samo jak przed dekadą? Dlaczego wszyscy wiedzą o zjawisku, ale żadna ekipa polityczna ekipa nie sięgnęła po miotłę? OK, gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że była taka próba w 2017, tyle że w efekcie przyniosła więcej szkód niż pożytku. A to dlatego, że – wbrew szumnym zapewnieniom – nie wprowadzono postulowanej przez Trybunał Konstytucyjny transparentności. Nie uderzono również w jądro problemu – w spółdzielcze kliki uzależnione od prezesów przeróżnymi profitami. Bo okazuje, że wieloma, nawet potężnymi spółdzielniami, można zarządzać dzięki wsparciu niewielkiej, ale odpowiednio zdyscyplinowanej grupy spółdzielców. A wówczas na nic zdaje się trud tych zaangażowanych aktywistów spółdzielczych, którzy usiłują lustrować papiery i zadawać trudne pytania.
I jeszcze jedno. Wiem, że nie brakuje spółdzielni, w których transparentność od dawna jest normą, a relacje zdrowe. To jednak nadal wyjątki potwierdzające regułę.
