Anwil Włocławek - Le Mans 76:64 (16:14, 20:15, 23:24, 17:11)
ANWIL: Simon 16 (4), Sobin 10, Marković 9 (1), Łączyński 7 (1), Kostrzewski 4 oraz Szewczyk 11 (3), Zyskowski 9 (1), Michalak 7, Broussard 3 (1), 6 as., Parzeński 0, Wadowski 0.
LE MANS: Cornelie 17 (3), Bigote 14, Hendrix 8, Tarpey 5 (1), Tabu 0, 6 as. oraz Yegute 12, 15 zb., Thompson 8 (2), Eyoum 0.
Lepiej zaczęli mistrzowie Francji. Zastępujący kontuzjowanego Walerija Lichodieja w wyjściowej piątce Nikola Marković zaliczył kilka błędów w obronie, po drugiej stronie efektownymi asystami popisywał się Jonathan Tabu, który rozgrywał dopiero drugi mecz w Lidze Mistrzów (4:10).
Ale Le Mans także zmagało się ze swoimi słabościami. To jedna z najgorzej rzucających z dystansu drużyn w Lidze Mistrzów i to się we Włocławku potwierdziło. Goście także notowali sporo prostych strat, które pozwoliły Anwilowi bardzo szybko odrobić straty (dwie "trójki" Simona). Tuż przed końcem kwarty udało się objąć prowadzenie po wolnych Zyskowskiego (16:14).
W 2. karcie przewaga urosła najpierw do 27:21 (Broussard za 3), potem do 36:29 (tu z kolei z dystansu trafił Simon). Anwil zyskiwał wszechstronnością i większą ilością opcji w ataku. Spod kosza trafiali Sobin, Szewczyk, z dystansu włocławianie mieli bardzo dobre 5/11 do przerwy.
Koszykarze Le Mans z kolei z daleka trafili zaledwie raz na 11 prób do przerwy. Punkty zdobywali praktycznie wyłącznie pod koszem, ale nie tylko w wykonaniu wysokich graczy. Groźny w penetracjach był zwłaszcza obwodowy Valentin Bigote (10 pkt do przerwy).
Drugą połowę kolejnym trafieniem z dystansu powitał Zyskowski (39:29). Wydawało się, że Anwil przejmuje mecz na dobre i będzie powiększał przewagę, ale obie drużyny grały falami. Gospodarze nie wykorzystali kontry, fatalnie spudłował z dytansu Michalak, a goście zaliczyli akurat kilka minut z wysoką skutecznością za 3 (43:40).
To było takie koszykarskie przeciąganie liny. Świetnie grał Simon (16 pkt po 3. kwartach), ale brakowało znowu wsparcia Michalaka (2/10 z gry), słabszy niż zwykle w Lidze Mistrzów był Łączyński.
W ostatniej kwarcie Anwil bardzo dobrze zagrał w defensywie. Le Mans zaliczyło prawie 4 minuty bez punktu. Po dwóch trafieniach Szewczyka z dystansu przewaga urosła do 14 punktów, a potem mistrzowie Polski już kontrowali wydarzenia na parkiecie.