Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bóg się rodzi? My przez dwa tysiące lat nie potrafiliśmy ustalić czym jest życie

Adam Willma
Adam Willma
Ks. prof. Andrzej Musiala: - Całkowicie akceptuję empiryczne twierdzenia o człowieku i jestem wdzięczny nauce za to, że odkrywa pewne kwestie, które oczyszczają moją wiarę z niewłaściwych naleciałości.
Ks. prof. Andrzej Musiala: - Całkowicie akceptuję empiryczne twierdzenia o człowieku i jestem wdzięczny nauce za to, że odkrywa pewne kwestie, które oczyszczają moją wiarę z niewłaściwych naleciałości. Nadesłane
- O tym jak powstaje człowiek dowiedzieliśmy się dopiero w XIX wieku, za sprawą nowego wynalazku - mikroskopu - mówi ks. prof. Andrzej Muszala, bioetyk

W święta będziemy słyszeć, że „Bóg się rodzi, moc truchleje”, ale co to właściwie znaczy? Bo rodzi się również człowiek.
Oczywiście, ale nie będziemy w stanie tego wyjaśnić, jeśli nie przyjmiemy, że istnieją dwa porządki - naturalny i nadprzyrodzony...
No i od razu naukowa terminologia. A ja o dziecięciu w żłobie i jego matce, która dochodzi do siebie po porodzie.
Więc może powiem inaczej. Wszyscy jesteśmy cząstką natury i biologii. Jesteśmy gatunkiem, który powstawał przez miliony lat, jak ustaliła nauka (i to się nie sprzeciwia bynajmniej naszej wierze). Równocześnie jednak człowiek nie jest tylko tworem biologicznym. Pismo Święte skłania nas do wiary, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Każdy człowiek nosi więc w sobie tę nadprzyrodzoną, boską cząstkę. Ta cząstka już jest w nas obecna, choć w pełni rozwinie się w życiu wiecznym.

Statystycznie rzecz biorąc większość Europejczyków już tej cząstki nie nosi. Albo jej nie odczuwa.
Noszą ja wszyscy, niezależnie od tego, czy są ochrzczeni, czy nie. Ale faktem jest, że coraz więcej ludzi nie ma tego świadomości. Ubolewam nad tym, bo to przecież właśnie chrześcijaństwo wniosło do kultury element ludzkiej godności – wyniosło ludzi na poziom dzieci Boga. Chrześcijaństwo traktuje istotę ludzką jako istotę wolną, rozumną, samodzielną i odpowiedzialną. Oraz zdolną do miłości.

Wróćmy do żłóbka i groty w Betlejem.
Pojawienie się Chrystusa jest przyniesieniem Nieba na Ziemię. Element nadprzyrodzony, który był w nas ukryty, objawił się wszem i wobec. To było uchylenie drzwi do świata pełnego, świata, w którym znajdują się odpowiedzi na nasze najważniejsze pytania: „kim jesteśmy”, „skąd przychodzimy”, „dokąd idziemy”. One w Chrystusie znajdują swoją odpowiedź. Za sprawą wiary znika lęk, że jesteśmy tylko efemerycznym, przypadkowym bytem w ogromnym wszechświecie. Dzięki przyjściu Syna Bożego wierzymy, że to wszystko ma głębszy sens, bo jesteśmy przeznaczeni do wieczności.

Kto zatem rodzi się Betlejem?
Biologicznie rodzi się człowiek. Wierzymy, że rodzi się człowiek, który jest jednocześnie Bogiem. Teologowie spierali się zresztą, czy można stwierdzić, że „Bóg się rodzi” i zgodzili się w tej sprawie, dlatego też Maryję nazywa się Matką Bożą.

Zna ksiądz zapewne argument ateistów – „pokażcie nam genom Chrystusa”.
Przyjęcie Chrystusa wymaga aktu naszej wiary, dlatego nie twierdzę, że nosił On w sobie jakieś „boskie geny”. Ale znaki, które czynił - szczególnie zmartwychwstanie - przekonują, że nie jest On tylko człowiekiem. Nasza wiara nie jest oparta na domyśle, ale na historycznych faktach.

Mamy święto rodzącego się życia, które zawojowało świat i całkowicie odmienne kultury. A jednocześnie przez 2 tysiące lat nie doszliśmy do porozumienia czym w zasadzie jest życie.
Nie wiemy tego nawet na poziomie biologii! Nauczyliśmy się opisywać fenomeny życia – poruszanie się, rozmnażanie, metabolizm, przekazywanie informacji genetycznej. Ale to są tylko przejawy życia. A czym jest życie w swojej istocie? Ktoś stwierdził, że jest to forma istnienia struktur białkowych. Ale to niczego nie wyjaśnia. A przecież mówimy o życiu, które obejmuje nie tylko procesy biochemiczne, ale coś więcej - dążenie do prawdy, postępowanie według wartości, mądrość. Chrystus mówi: "Ja jestem drogą, prawdą i życie”. Także „życiem”! Przybliżając się do stylu Jego życia, jesteśmy w stanie doświadczyć prawdziwej egzystencji.

Ateiści obruszą się słysząc te słowa. Powiedzą – my również żyjemy. Co więcej – prowadzimy życie szlachetne, niekiedy pełne poświecenia, a efektem naszego życia jest dobro. Walczymy o cudze życie.
Nie odmawiam ludziom wyznającym ateizm nieumiejętności zamieniania swojego życia w arcydzieło. Ludzie niewierzący są nieraz wspaniali, pielęgnują wartości wysoce humanistyczne, które również dla nas, chrześcijan, są bardzo ważne. Solidarność, współczucie - to wartości, które łączą wszystkich ludzi. My zakorzeniamy je w Bogu, który jest miłością. Bóg rozpoznaje swoje dzieci nie po świadectwie chrztu, ale po stylu życia.

Wróćmy do kontrowersji dotyczących istoty życia. Czy gdy na konferencjach, na których spotykają się chrześcijańscy bioetycy z biologami stojącymi po stronie laboratoryjnej empirii, możliwa jest jeszcze nić porozumienia? A może ta nić dawno już została urwana?
Jestem członkiem kilku komisji bioetycznych i mogę stwierdzić, że ta nić ciągle istnieje. W jednej z nich jestem jedynym księdzem obok lekarzy oraz prawników. Zasiadam w niej już dość długo i ostatnio chciałem już zrezygnować, ale kategorycznie poproszono mnie o pozostanie. Widać, że jest potrzeba dialogu. Myślę, że to ta nie widzialna cząstka, którą my, ludzie wierzący, nazywamy duszą, odzywa się w każdym z nas. Jeśli podchodzi się do człowieka z życzliwością, biolodzy i lekarze są otwarci na dialog. Wrogość, która niekiedy bywa widoczna po obu stronach, jest zupełnie niepotrzebna. Ja również studiowałem nauki biologiczne, stąd nie mam wątpliwości, że błędem jest, gdy wiara wchodzi na teren nauki. Może natomiast na bazie przesłanek naukowych budować właściwą teologię. Całkowicie akceptuję empiryczne twierdzenia o człowieku i jestem wdzięczny nauce za to, że odkrywa pewne kwestie, które oczyszczają moją wiarę z niewłaściwych naleciałości. Więc nie czuję, abym przebywał na jakiejś linii frontu lub konfrontacji.

Ale w czym jesteście w stanie się zgodzić, gdy mowa o ludzkich komórkach, które łącza się ze sobą?
Spór o to, kiedy rozpoczyna się życie, jest oczywiście kluczowy. Personaliści (z których bynajmniej nie wszyscy są wierzący) mówią o życiu ludzkim od momentu zapłodnienia, czyli od połączenia komórek męskiej i żeńskiej. Pojawiają się jednak inne głosy – że o życiu możemy mówić dopiero później, bo dochodzi przecież niekiedy do rozdzielenia embrionów na dwa - bliźniacze. Personaliści natomiast akcentują powstanie genotypu – który jest niezmienną materialną strukturą przekazywaną od stadium zygoty do każdej komórki potomnej. To nie jest genotyp matki, ani ojca. Należy on do odrębnej istoty – dziecka. Kościół w instrukcji „Donum vitae” pisze, że istota ludzka powinna być traktowana jak człowiek od poczęcia. Czyli nie ma jednoznacznego stwierdzenia, że embrion jest człowiekiem (nie można np. stwierdzić obecności duszy w nim), ale że istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak jest. Używając porównania – jeśli mamy wątpliwość podczas polowania, czy w krzakach rusza się dzik, czy człowiek, nie mamy prawa strzelać, bo istnieje ryzyko, że postrzelimy człowieka. Tak samo w tym przypadku – jeśli mamy wątpliwość, również powinniśmy chronić tę istotę, co do której statusu nie mamy całkowitej pewności.

Ostatecznie każda z tych dyskusji i tak musi zostać sprowadzona do artykułów kodeksie. Czyli do kompromisu.


Kompromis prawny ma to do siebie, że rzadko bywa konsekwentny i spójny. Najczęściej mamy więc do czynienia z różnymi hybrydami prawnymi. Na przykład w Wielkiej Brytanii eksperymentowanie na embrionach dopuszcza się do 4. tygodnia, ale przerywanie ciąży – do 24 tygodnia.
Efekt jest taki, że do konkretnych kazusów, stosuje się różne rozwiązanie prawne. Personalizm natomiast wychodzi od koncepcji osoby i w spójny sposób chroni życie niezależnie od kazusów.

Naukowcy zbijają tę postawę argumentem, że powstanie życia jest procesem. Sam początek tego procesu nie jest chwilą – zarodek powstaje wiele godzin.
Powstanie uformowanej zygoty trwa około 21 godzin. Można się spierać, czy momentem powstania życia jest zetknięcie błon komórkowych czy zespolenia jąder komórkowych (plemnika i oocytu). Sam nie mam w tej kwestii jednoznacznego zdania. Wydaje mi się jednak, że ten moment zetknięcia błon komórkowych obu gamet jest o tyle kluczowy, że uruchamia całą kaskadę procesów, których wynikiem jest nowy człowiek.

Przeciwnicy chrześcijańskiego stanowiska mają jednak mocny argument – że nie zawsze Kościół podchodził do tego w ten sposób.
Oczywiście, ale należy pamiętać, że mechanizm zapłodnienia poznano dopiero w latach 70. XIX wieku. Wcześniej, gdy nie znano mikroskopu, ludzie nie wiedzieli o istnieniu komórek jajowych i dlatego sądzili, że podczas współżycia nasienie, które zostaje przekazane kobiecie, ulega zatrzymaniu w jej drogach rodnych i powolnemu zgęszczeniu. I w ten sposób w 40 dniu człowiek zostaje uformowany w istotę, której Pan Bóg daje duszę. Dziś oczywiście ta koncepcja rodem ze starożytnej Grecji może wydawać się zabawna, ale w świecie starożytnym była powszechnie uznawana. Stąd również idea św. Tomasza. Owszem św. Tomasz zakładał, że jeśli ktoś przerwie ciążę do 40-go dnia po poczęciu, nie jest winny zabójstwa człowieka. Ale jednak nawet on nie twierdził, że nie jest to grzech. Wręcz przeciwnie, określał to jako grzech ciężki przeciwko naturze. Kazus św. Tomasza pokazuje, że nam, chrześcijanom, potrzebne jest intelektualne zgłębianie wiary. Chrześcijaństwo nie sprowadza się do kultu. Jego istotą nie są procesje czy nabożeństwa, które są tylko zewnętrznymi przejawami wiary. Chrześcijaństwo to życie wiarą, nadzieją i miłością, dlatego zaangażowanie intelektu jest bardzo ważne. Dopiero posługując się intelektem jesteśmy w stanie poukładać w stosownych miejscach wiedzę teologiczna i naukową. Ale również dostrzec, gdzie nauka wykracza poza swoje kompetencje, próbując zawłaszczyć sobie obszar wiary.

Co ksiądz ma na myśli?
To, że nauka musi podlegać zewnętrznej etycznej kontroli. Weźmy choćby badania na embrionach, które są jednak zakazane w Europejskiej Konwencji Bioetycznej. Konwencji tej nie podpisała jednak Wielka Brytania, gdyż czyniąc to, musiałaby ograniczyć eksperymentowanie na ludzkich embrionach

Ale w czasach galopującej sekularyzacji, głos duchownych będzie coraz słabiej słyszany.
Przyglądam się społeczeństwom Zachodu i dostrzegam tam wielu ludzi z silnie rozwiniętym zmysłem etycznym. Owszem, europejskie chrześcijaństwo zapewne straci swój masowy charakter, pozostanie jednak „solą”, bardziej wyrazistą w smaku. Na pewno w kwestiach etycznych nie będziemy odosobnieni. Mamy przed sobą czas ogromnych przemian, które rodzą poważne dylematy, np. kwestię wprowadzania nanorobotów do organizmów albo fuzję ludzkiego mózgu ze sztuczną inteligencją itp. Te możliwości technologiczne budzą wątpliwości u wielu ludzi. Jedną z idei transhumanistycznych jest wydłużenie życia nawet do kilkuset lat. Pomijając aspekt fizjologiczny, pojawia się pytanie, czy człowiek jest psychologicznie zdolny do tak długiej egzystencji biologicznej. Ja wierzę jednak w zwycięstwo zdrowego rozsądku.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska