Przez wiele tygodni nie napisałem słowa o sejmowej komisji tzw. hazardowej. Nie tylko dlatego, iż uważam ją - jak pozostałe - za hucpę. To nie są żadne komisje śledcze, tylko forum durnych bijatyk, pieniactwa i partyjniactwa. Fikcja, w której nie chodzi o złapanie króliczka, lecz gonitwę za nim. Z zażenowaniem słuchałem fragmentów przesłuchania tych Chlebusiów, Mirów, pani Kempy i całego śledczego towarzystwa.
Dlatego z wielkim szacunkiem czytam wywiady z toruńskim posłem Antonim Mężydło (PO), który ma odwagę otwartym tekstem mówić: "komisja nie trzyma się standardów, to kompromituje Platformę i jest oznaką głupoty"...
Nic dodać, nic ująć - kapelusze z głów!
A co na to partyjni koledzy posła Mężydły? Chcą go wezwać na dywanik i uświadomić, że brudy pierze się we własnej partyjnej balii. Natomiast według komisarz Sławomira Neumanna (PO) Mężydło "krytykuje coś, czego nie rozumie". Tu Neumann ma stuprocentową rację - żaden normalny człowiek nie jest w stanie zrozumieć partyjnego bełkotu członków komisji, w dodatku wygłaszanego pod z góry założone tezy.
Posłowi Mężydle należą się brawa za odwagę i zdrowy rozsądek. Ktoś w Platformie jeszcze myśli, ale dlaczego tylko on?