Smutek, a także złość, że życie 32-letniego żołnierza zakończyło się w piaskach i skałach odległej o tysiące kilometrów afgańskiej wioski. Zawiodło rozpoznanie, zawiodły siły szybkiego reagowania. Okazało się, że tak naprawdę polscy żołnierze walczą tam w obronie swoich kolegów. Nie liczy się patos, ale ci, którzy walczą obok siebie.
Przy okazji tej śmierci premier Donal Tusk poleciał do Ghazni i stwierdził, że polskim żołnierzom w Afganistanie brakuje odpowiedniego sprzętu. Wygląda to na kompromitację premiera. Kto jak kto, ale on akurat powinien najlepiej wiedzieć, czy Polacy zostali odpowiednio wyposażeni na prawdziwą wojnę. Przerabialiśmy to już w Iraku, do którego politycy wysłali słabo wyposażonych żołnierzy. Powraca fundamentalne pytanie, czy nasze wojsko ma być modernizowane tylko w sprzęt, który zostanie zniszczony daleko od kraju? Stać nas na to, żeby wysłać tam wszystkie śmigłowce Mi-24? Stać na na to, by raz w tygodniu tracić tam transporter opancerzony "rosomak"? Stać nas na tak dużą obecność militarną w tym regionie świata?