Przedwczoraj w Brukseli Jarosław Kalinowski pogroził palcem Unii Europejskiej ostrzegając, że jak nie przedstawi polskim rolnikom lepszych warunków członkostwa (czytaj: wyższych dopłat), to Polska może zawiesić rozmowy o liberalizacji handlu rolnego. Wczoraj dowiedział się o sobie - chociaż nie tylko o sobie - kilku ciekawych rzeczy.
Po pierwsze: że wyszedł przed szereg i zachował się nie jak wicepremier a jak prezes (taki był sens wypowiedzi minister Danuty Huebner).
Po drugie: że jest tylko jednym z ministrów i to co powiedział należy traktować jako wypowiedź jednego ministra - i taką ma ona wagę oraz znaczenie (to komisarz UE Guenter Verheugen).
Po trzecie: że gdyby SLD przyszło wybierać pomiędzy osiągnięciem pełnej integracji europejskiej a utrzymaniem koalicyjnej integracji z PSL, to Sojusz nie będzie myślał zbyt długo, bo choć zamierza wprowadzić Polskę do Unii razem z ludowcami, może to jednak zrobić i wbrew nim.
Premier Kalinowski chce dobrze - dla swojej partii i dla polskich chłopów (niekoniecznie w tej właśnie kolejności) i w tym celu gotów jest straszyć unijnych dostojników na własną rękę. Problem w tym, że to nie oni się przerazili.
Na gorąco
Jan Raszeja
Wypowiedz Jarosława Kalinowskiego w Brukseli - komentuje Jan Raszeja