Prawo i Sprawiedliwość. To bardzo piękna nazwa bardzo pięknych idei. Ale - jak mawiali bohaterowie niezpomnianej komedii "Sami swoi" - sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie...
Rok temu ówczesny minister sprawiedliwości powiedział podczas wywiadu radiowego (sic!), że "Lech Wałęsa dopuszczał się przestępstw", a Mieczysław Wachowski jest nawet "wielokrotnym przestępcą". Obaj obrażeni panowie podali - słusznie - do sądu byłego ministra sprawiedliwości i obecnego lidera Prawa i Sprawiedliwości. Żadnego z tych trzech panów nie darzę jakimś wyjątkowym szacunkiem, ale nie przypominam sobie wyroków, jakie ciążyłyby na "przestępcach": Wałęsie i Wachowskim.
Pierwsza rozprawa przeciwko Kaczyńskiemu, za naruszenie dóbr osobistych, miała się odbyć wczoraj. Miała, ale zgodnie z obyczajami i normami moralnymi polskiej klasy politycznej - się nie odbyła. Lech Kaczyński po prostu nie pojawił się w sądzie, choć został prawidłowo powiadomiony. Jak twierdzi, o niczym nie wiedział. Więcej nawet - zdradził dziennikarzom, że nie pamięta swych słów o Wałęsie, a Wachowski i tak jest łobuz, więc go nie przeprosi.
Jeżeli minister sprawiedliwości mówi publicznie, że ktoś jest przestępcą i sprawa się rozmywa, to albo minister jest do wymiany, albo prawo to zabawa w głuchy telefon. Ale jeżeli lider Prawa i Sprawiedliwości plecie bzdury, że nie otrzymał zawiadomienia, że nie wie, że nie pamięta co mówił, to ośmiesza siebie, swoją partię i jej członków. A przede wszystkim prawo i sprawiedliwość.
Na gorąco
Jacek Deptuła