Już nie dni, lecz godziny dzielą nas od oficjalnego otwarcia XXIX Letnich Igrzysk Olimpijskich. Znicz zapłonie pojutrze. Większość uczestników jest już w Pekinie; zamieszkała jeżeli nie w specjalnie chronionej wiosce, to na terenie Chin. Ostatni olimpijczycy, w tym także Polacy, właśnie docierają do Kraju Środka.
To będą zresztą igrzyska rekordowe. Ponad 11 tysięcy sportowców z 205 państw, walczących w 28 dyscyplinach o 302 komplety medali. Spełnia się zatem wielkie marzenie twórcy olimpizmu - barona Pierre de Coubertin' a, który inicjując przed 128 laty wznowienie - międzynarodowej i sportowej - rywalizacji przypominał, że nie wygrana jest najważniejsza, najważniejszy jest udział we współzawodnictwie.
Tymczasem szumne zapowiedzi chińskich dygnitarzy, że igrzyska w Pekinie "oparte będą na wzajemnym zaufaniu "i "stale rosnącym szacunku wobec siebie "można włożyć między bajki. W Pekinie strach się bać. Na każdym kroku przybysze ze świata spotykają się z przeróżnymi ograniczeniami i zakazami. Minitorowany jest internet; prawie niedostępny centralny plac miasta - Tiananmen; na ręce patrzy się kucharzom. Ofiarami nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa stały się nawet popularne w Chinach... latawce. A po nich gołębie.
Na szczęście atmosferze permanentnej nieufności nie poddają się biało-czerwoni sportowcy. Czas między treningami umilają sobie spacerami, wycieczkami i zakupami w nowoczesnym centrum handlowym zwanym, a jakże by inaczej, "Jedwabny Szlak ". Nasi olimpijczycy sprawiają wrażenie szczęśliwych i wyluzowanych. To najlepsza, jak twierdzą zgodnie, terapia przed czekającymi ich zmaganiami. I, oczywiście, walką o medale. Zresztą pierwsze, choć jeszcze nie tak wymierne sukcesy, nasza ekipa ma już na koncie. Otylia Jędrzejczak jest kandydatką do prestiżowej Komisji Zawodniczej MKOl. Zaś jej koleżanka z pływalni - Agata Korc nominowana została do tytułu Miss Igrzysk. I tak trzymać!