W biednej służbie zdrowia - biednej bo źle zorganizowanej - wciąż jest dużo rozrzutności. Specjaliści oceniają, że mamy sto szpitali za dużo. W wielu innych utrzymuje się źle wykorzystywane oddziały. Minister zdrowia, lekarz, jednak to toleruje, bo łatwiej oszczędzać na przewlekle chorych.
W sobotę ujawniliśmy, że Ministerstwo Zdrowia chce skrócić wykaz chorób przewlekłych z 30 do 19 pozycji i - co za tym idzie - skreślić 350 leków z listy refundowanych. Chce się tak zaoszczędzić na chorych miliard złotych.
Już dziś wielu z nich nie stać na kupowanie wszystkich zapisanych przez lekarza, nawet dotowanych leków. Będzie więc coraz więcej tragedii, jeśli ludzie przeciwko tym zamierzeniom nie zaprotestują. Choćby u posłów - kolegów ministra.
Natomiast Ministerstwo Pracy zastanawia się (ujawniła w sobotę "Rzeczpospolita"), w jaki sposób ograniczyć możliwość dorabiania emerytom, rencistom i osobom pobierającym świadczenia przedemerytalne (jest ich około 1,2 miliona). Cel jest szczytny, bo robić się to chce w imię poprawy na rynku pracy. Rząd we wtorek ma wybrać jedną z trzech propozycji ministra:
- całkowity zakaz dorabiania przez wyżej wymienione osoby;
- można będzie dorobić najwyżej około 500 złotych (dziś 1.430 zł) bez utraty świadczenia;
- za każdego pracującego emeryta lub rencistę zakład pracy zapłaci "odczuwalnie wyższą" składkę na Fundusz Pracy.
Pomysł może i do przyjęcia, gdyby nie dotyczył też wielu osób, które muszą dorabiać do bardzo niskich emerytur lub rent.
Smutne jest, że socjaldemokratyczny rząd zamiast ludziom pomagać - coraz więcej musi im odbierać.
