Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Państwo bezpańscy, czyli na granicach informacji - komentuje Adam Willma

Adam Willma
Adam Willma
Wojciech Wojtkielewicz
Niezbyt to może marketingowo racjonale, przyznawać się na łamach dziennika, że wstyd mi za dziennikarstwo, ale nie mogę się powstrzymać.

Oglądałem przez dwa tygodnie z boku całe to zamieszanie na polskiej granicy i rosło tylko we mnie każdego dnia poczucie zażenowania. Bo gros towarzystwa dziennikarskiego przyjęło zaproszenie do udziału w jakimś wojennym tańcu Aborygenów, całkowicie zapominając o swoim powołaniu. A powołaniem naszym nie jest granie na emocjach czytelnika, a tym bardziej kręcenie oberków do politycznych bębnów. Jest nim – wybaczcie straszliwy banał - wyjaśnienie kto, co, gdzie i jak. Po to, abyście Państwo sami mogli wyrobić sobie pogląd. No więc odpowiedzi na te pytania nie znalazłem w polskich mediach, ale znalazłem gdzie indziej - w publikacji białoruskiego naukowca, Tadeusza Giczana. Ekspert zrobił to, co powinni byli zrobić dziennikarze – zebrał informacje w Mińsku, przestudiował wpisy na arabskich forach, dotarł do dokumentów. I wszystko to podał czytelnikowi (i dziennikarzom) na tacy.

Sprawa granicy ujawniła też inny aspekt. Otóż okazuje się, że część reprezentujących nas polityków kompletnie nie pojmuje, czym właściwie jest państwo. Bo nie jest istotą państwa machanie flagami ani nawet język, czy wspólnota kultury.

Pomysł na państwo polega na tym (to taki elementarz w naukach społecznych), że zgadzamy się na istnienie instytucji, która jako jedyna będzie miała monopol na przemoc. I będzie tej przemocy używała wszędzie tam, gdzie zagrożone są interesy obywateli tego państwa.

Jeśli ten monopol państwu odebrać i przyznać komukolwiek innemu, państwo przestanie istnieć. Pełna zgoda z tymi, którzy wołają, ze przemoc to brzydka sprawa. Problem w tym, że gdy państwa brak, przemocy jest raczej więcej, niż mniej.

Jest też aspekt trzeci. Spędzałem tegoroczne wakacje na polsko-niemieckim pograniczu. Przyjemnie było oglądać, jak mądry i pomysłowy właściciel agroturystyki nabiera wiatru w żagle i rozwija swój interes. Niestety, rozwój tego interesu napotkał na poważne ograniczenia: – Od przyszłego roku nie będzie już posiłków, naszą kawiarnię też zlikwidujemy. Nie ma szansy na znalezienie pracownika. Tu każdy obszczymur spod sklepu pracuje po niemieckiej stronie. Nie chcą rozmawiać o robocie za 3 tys. zł na rękę, bo Niemcy nastawiali fabryk tuż przy granicy, wiec ludzie z pracy wracają taksówką.

Jeszcze nie w takim stopniu jak w Lubuskiem, ale coraz bardziej ten sam problem dotyka przedsiębiorców w Kujawsko-Pomorskiem. Tymczasem, jak nie było zasad polityki imigracyjnej, tak nie ma. A powinny od dawna czekać, jasno sformułowane - na ulotkach przy przyjściach granicznych, wyświetlać się w języku arabskim i na irakijskich forach.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska