Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Partyjny duopol wciąż ma się w Polsce dobrze. I nadal nie potrafimy rozwiązać problemów społecznych

Karina Obara
Karina Obara
Wideo
od 16 lat
Scena polityczna od lat zdominowana jest przez duopol PO - PiS, co skutecznie osłabia głos mniejszych partii. Czy może być inaczej? I czy dobrze by było, aby to się zmieniło?

Dlaczego na scenie politycznej poruszamy się niemal tylko w granicach duopolu, a inne partie nie przekraczają kilku, kilkunastu procent?

Analitycy przyczyn upatrują zarówno w konserwatywnym, ale też biernym społeczeństwie, jak i w sympatii mediów, które sprzyjają polaryzacji partyjnej.

W programach publicystycznych najczęściej głos zabierają przedstawiciele dwóch głównych partii, a w mediach społecznościowych mniejsze partie zwykle poruszają się w obrębie tzw. baniek informacyjnych. Badacze dowodzą, że najlepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie mediów narodowych, ale też europejskich, niezależnych od polityków. Ich rzetelności i pluralizmowi przyglądaliby się niezależni eksperci, przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego.

- Pragnienie czegoś zupełnie nowego, jakiejś radykalnej zmiany jest w gruncie rzeczy pragnieniem niebezpiecznym - ocenia prof. Anna Siewierska-Chmaj, politolog z Wyższej szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie.

- Do wielkich zmian dochodzi głównie z trzech powodów: rewolucji społecznej, wielkiego rozczarowania istniejącą sceną polityczną i gwałtownego kryzysu gospodarczego. Powody te mogą wystąpić samodzielnie lub razem. Tak czy inaczej, oznaczają jakąś narodową traumę, która odciska długotrwałe piętno, zostawia głębokie rany w społeczeństwie. Pokusa całkowitej zmiany czasami jest bardzo duża, ale to kontynuacja i systematyczne wprowadzanie koniecznych zmian zapewniają stabilność. Kontynuacja nie oznacza oczywiście głosowania wciąż na te same partie polityczne czy tych samych kandydatów, raczej dążenie do ciągłego doskonalenia systemu politycznego i normalną wymianę kadr - dodaje.

Czy to oznacza, że nie jesteśmy krajem, który potrzebuje zupełnie nowego sposobu rządzenia, choćby ze względu na nierówności społeczne, czego świadomość ma coraz więcej obywateli?

- Potrzebujemy nawet wielu zmian, ale bez popadania w skrajności - przekonuje prof. Siewierska-Chmaj. - A Polacy mają skłonność do widzenia wszystkiego w czarno-białych barwach. Nierówności społeczne należy zmniejszać, ale ich całkowita likwidacja jest wyjątkowo groźnym marzeniem. Gilotyny już w Europie były, zrównano wtedy nierówności razem z głowami arystokracji.

Co musiałoby się stać, byśmy wybrali zupełnie nowe, a nie znane? I jakie to nowe musiałoby być, aby Polacy zaufali zmianie?

- W naszym przypadku stare polityczne wygi rozgrywają nowicjuszy bardzo szybko - zauważa dr Hubert Stys z WSB w Toruniu. - Kiedyś Lepper i Giertych, potem Palikot, teraz Petru i Kukiz - wszyscy dzielą ten sam los szybkich wzlotów i szybkich upadków. Trwają i rządzą za to Tusk i Kaczyński, mający ponad 30-letni polityczny staż. Może Polacy to mistrzowie w narzekaniu, ale realnie nie chcą zmiany, bojąc się, że wyjdzie ona na gorsze? Ewidentnie brakuje nam optymizmu, mimo że doświadczamy największego okresu dobrobytu w 1000-letnich dziejach państwa, a długi 30-letni okres pokoju i braku represji działa dezaktywacyjnie na pragnienie zmian? Zmiana zapewne przyjdzie, niespodziewanie, może wówczas, kiedy wyborcy uświadomią sobie, że jednak nie chcą głosować na ludzi palących książki, odtrącających odmienności i praktykujących szowinizm z rasizmem?

Dr Stys zauważa, że w ostatnich latach doświadczamy laicyzacji społeczeństwa, której nie towarzyszy laicyzacja struktur politycznych. Ten dysonans będzie musiał być wyrównany, i najważniejsze, by nastąpiło to w sposób cywilizowany. A przecież w tym zakresie doświadczenie mamy znaczne i cenione.

Dr Tomasz Markiewka, filozof z UMK i publicysta „Krytyki Politycznej” uważa, że od lat nie rozwiązujemy w kraju realnych problemów społecznych.
- Polska znajduje się w czołówce krajów europejskich, jeśli chodzi o liczbę wypadków śmiertelnych na drogach - mówi. - Wiemy ze statystyk policyjnych, że grupą szczególnie narażoną są piesi - często potrącani na pasach, ponieważ kierowcy nie ustąpili im pierwszeństwa: w 2017 roku było to powodem 82 proc. wypadków tego rodzaju.

Dr Markiewka twierdzi, że tak jest ze wszystkim. I dlatego niewiele się zmienia.

- Po co rozmawiać o statystykach dotyczących agresji wobec osób LGBT, prowadzącej do depresji i myśli samobójczych? Nie lepiej razem z Pawłem Lisickim i Polską prawicową porozmawiać o tym, jak dyktatura LGBT przejmuje władzę nad światem? - pyta. - Po co debatować o tym, że kilkanaście osób na świecie ma tyle samo majątku co biedniejsza połowa ludzkości, a Polska ma coraz większy problem z nierównościami, skoro można razem z Witoldem Gadomskim i Polską liberalną dumać od 30 lat nad niebezpieczeństwami PRL-u? Po co rozmawiać o tym, że polski Kościół katolicki ma systemowy problem z kryciem pedofilów i gwałcicieli, skoro można podebatować o nieistniejącej islamizacji Polski? Po co zmieniać ten kraj na lepsze, skoro można zostać mistrzem świata w rozwiązywaniu nieistniejących problemów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska