Wprawdzie politycy ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego biją się w piersi, że jedność zostanie zachowana, ale nad Wisłą nic nie jest pewne. Nawet poparcie Marka Migalskiego dla PiS. W Platformie natomiast widać wyraźnie rokosz Palikota, który może zakończyć się październikowym kongresem... jego imienia. Ta niby partia na razie nazywa się Ruchem Poparcia Palikota, co samo w sobie jest komiczne.
Mamy więc do czynienia z ciekawym zjawiskiem: w dwóch partiach prawicowych zaczyna się ferment. Można nawet powiedzieć, że wreszcie. Mam nadzieję, iż obu skostniałym, wodzowskim strukturom wyjdzie to na dobre. Zarówno PiS, jak Platforma od dawna utwierdzają się w przekonaniu, że tylko one mogą rządzić Polską. Z prostego powodu: nie mamy wyboru.
A Migalski i Palikot mówią to, co myśli wielu Polaków. To na przykład, że Jarosław Kaczyński brnie w ślepy zaułek swoich manii, a świętoszkowata Platforma udaje, że nie było afery "Chlebusia", i że doskonale rządzi. A tak naprawdę siedzi okrakiem między tronem a ołtarzem.
Rzadko zgadzam się z Palikotem, ale w jednym muszę mu przyznać rację. Polsce brakuje partii centrolewicowej, która wylałaby kubeł zimnej wody na głowy PO-PiS-u. Szkoda tylko, że myśli o niej producent wódek. I filozof.
Czytaj e-wydanie »