Żużlowiec, któremu prokuratura - a przede wszystkim żona - zarzucają załatwianie kredytów przy użyciu sfałszowanych dokumentów, wyjdzie z sądu jako winny, albo... niewinny. Na dwoje babka wróżyła? Na to wygląda.
Po półtora roku, od kiedy ruszył proces, nie wiadomo w sprawie więcej, niż na samym początku. Prokurator mówi jasno - G. w latach 2003-2007 posłużył się papierami z podrobionymi podpisami żony Brygidy G. i wyłudził w sumie 800 tys. zł z Fortis Banku.
Tomasz G. w sądzie. Sfałszował podpis żony i wyłudzał kredyty?
Obrońca uważa wręcz przeciwnie: - Nie udowodniono, że to G. sfałszował podpisy Brygidy G., nie udowodniono, że to G. posłużył się podrobionymi dokumentami - wyliczał na ostatnie rozprawie mecenas Tomasz Urbański.
Sędzia Jakub Kościerzyński ma twardy orzech do zgryzienia. Tym twardszy, że podobnie jak różnią się zdania prokuratora i obrony w kwestii zarzutów stawianych mistrzowi świata w speedwayu, tak też są niezgodni, jeżeli chodzi o samo ukaranie G.
Prokurator Witold Kujawa chciałby dla G. roku i dwóch miesięcy więzienia (oczywiście w "zawiasach" na pięć lat) oraz łącznej grzywny 30 tys. zł. Dla odmiany obrona żąda uniewinnienia.
Proces Tomasza G. zakończony. Prokurator chce dla żużlowca ponad roku więzienia
Co na to sam zainteresowany? - Pan prokurator tak pięknie przemawiał, ale jednak czuję się niewinny. Proszę o uniewinnienie - na sam koniec procesu powiedział Tomasz G.
Sprawa jest o tyle dziwna, że gdy już przed sądem stanęła Brygida G. (w charakterze świadka), odmówiła składania wyjaśnień. A to przecież ona, półtora roku temu sama doniosła policji o rzekomych "przekrętach" jej - wtedy jeszcze - męża.
O 14.30 kurtyna zapadnie. Zakończy się ostatni akt tego kiepskiego spektaklu.
Zapraszamy do dyskusji na naszym Forum
Czytaj e-wydanie »