Naturalną koleją rzeczy było sprawdzić, skąd w ogóle proszek ów trafia na lokalny rynek. Otóż śledczy pytani o pochodzenie przechwytywanego przez policję towaru, mówią wprost, że to niestety "dobro regionalne". Mało tego, jak się okazało lokalni producenci, działający w garażach i piwnicach na tyle opanowali rzemiosło mieszania "szuwaxu", że dysponują prawdziwymi fabrykami amfetaminy. Często są to dziuple z pełną linią produkcyjną, wszelkimi odczynnikami i urządzeniami potrzebnymi do wyprodukowania wręcz hurtowych ilości narkotyku.
Czytaj: Wakacyjne kuszenie haszyszem, czyli co robią nasi podopieczni na koloniach
Fabryki - raz po raz likwidowane przez policję - wyrastają, jak grzyby po deszczu i wręcz nie nadążają z produkcją. A o tym, że rynek zbytu (i to duży) u nas istnieje, świadczy choćby historia jednego z monopolistów w dilerskim rzemiośle. Otóż trzydziestokilkuletni osobnik o pseudonimie "Radziu" w samym tylko bydgoskim Fordonie w ciągu kilku lat zdołał rozprowadzić co najmniej kilkadziesiąt kilogramów "śnieżki".
Śledczy prowadzący narkotykowe dochodzenia potwierdzają również, że polska amfetamina znajduje rynki zbytu i ma stałych odbiorców na zachodzie Europy. Nasze "wyroby" z powodzeniem sprzedają się tak samo dobrze w Holandii (słynącej z liberalnego podejścia do miękkich narkotyków w rodzaju marihuany), Niemiec, ale też do Skandynawii. Brak danych, czy w Norwegii polska amfetamina wypiera już jakże tam popularny tytoń do żucia. Grunt, że się sprzedaje. Renesans rodzimego eksportu "speedu" do krajów Wspólnoty Europejskiej zaczął się wraz z otwarciem w 2004 roku wewnętrznych unijnych granic między Polską a resztą UE.
Czytaj: 80 kilogramów narkotyków poszło z dymem [wideo]
Wygląda zatem na to, że należy zadać kłam twierdzeniu, iż Polski eksport kuleje. Wręcz przeciwnie, w pewnych dziedzinach jesteśmy wręcz monopolistami. Tylko jakoś trudno się z tego cieszyć.
Czytaj e-wydanie »