Na wczorajszym wiecu na bydgoskim Starym Rynku, gdzie zebrali się mieszkańcy chcący upamiętnić katastrofę prezydenckiego tupolewa, padły słowa: "Szacuje się, że liczba dokumentów, raportów, materiałów dowodowych, stenogramów i publikacji w mediach na temat tego, co stało się 10 kwietnia 2010 roku, sięga stu tysięcy kart. Jeden człowiek praktycznie nie może tego wszystkiego przeczytać i przyswoić".
Zobacz:
Rocznica katastrofy smoleńskiej. 300 osób przemaszerowało ulicami Bydgoszczy [zdjęcia, wideo]
Co interesujące, słowa te padły na wiecu organizowanym przez Klub Gazety Polskiej w Bydgoszczy. Tak więc były, przynajmniej w moim odczuciu, tym bardziej nieoczekiwane. Bo kto inny, jak nie sympatycy KGP, wygłaszają właśnie najbardziej kategoryczne sądy na temat katastrofy z udziałem prezydenckiej pary?
Z drugiej strony mamy oficjalne stanowisko, w którym jednogłośni są politycy, eksperci i biegli zgromadzeni w obozie komisji Millera i koalicyjnego rządu PO-PSL z Donaldem Tuskiem na czele. I ten obóz jest nie mniej kategoryczny w swoich sądach na temat katastrofy.
W starciach między tymi dwiema grupami coraz mniej jest szermierki na argumenty, coraz więcej sztampy, językowej kalki i szafowania ogólnikami.
Przeczytaj również: Jarosław Kaczyński: mamy prawo do prawdy o katastrofie smoleńskiej
Ci, którzy wyznają teorię zamachu, to przecież mohery, oszołomy, "taliby", lud smoleński. Ci, którzy nie mają nic do zarzucenia śledczym rosyjskim i komisji Millera stają się natomiast zdrajcami, sprzedawczykami, agentami Moskwy, zabójcami.
Od trzech lat w Polsce te dwie grupy prowadzą wojnę pozycyjną. Napięcie w tym konflikcie rosło stopniowo. Zaraz po katastrofie widzieliśmy przecież wszyscy powtarzane w mediach w nieskończoność obrazy z podsmoleńskiego lasu - Tusk poklepywany serdecznie przez Putina w geście solidarności i współczucia. Słyszeliśmy pełne żalu, współczucia, smutku i - co ważne - ze wszech miar wyważone wypowiedzi polityków z prawa, lewa, środka i też z tej liberalnej strony naszej sceny politycznej.
Dlatego coraz częściej zastanawiam się, co jest ze mną nie tak, skoro jakoś nie przekonują mnie argumenty żadnej z tych dwóch stron. Człowiekowi, który na chłodno próbuje odnaleźć się w tej sytuacji, jest trudno - w oczach wyznawców wersji o zamachu staje się ignorantem. Widziany przez tych drugich uchodzi za podejrzanie "nieentuzjastycznego".
Schizofrenia ma się dobrze.
Czytaj e-wydanie »