Można prognozować, że niebawem przywileje działkowców będą ograniczone. Gdyby chodziło wyłącznie o Konstytucję, spór nie byłby tak ostry. Problemem są pieniądze, w skali kraju, kilkanaście miliardów złotych - tyle są warte grunty użytkowane przez działkowców w Polsce.
Przeczytaj także: Trybunał: przepisy o ogródkach działkowych niekonstytucyjne
Zajmują one od dwóch do pięciu proc. największych miast, często blisko ich centrów, jak kiedyś "Swoboda" w Bydgoszczy. Dziś kolorowe altany, pobudowane w 1903 roku, można obejrzeć tylko na starych widokówkach i poczytać o okolicznościach, w jakich powstawały. Bydgoszcz budowano w myśl koncepcji architektonicznej miasto-ogród, dzięki czemu zyskała status najbardziej zielonego miasta w Polsce. "Swoboda" gładko wtopiła się w otoczenie, między alejami Ossolińskich i Ogińskiego, dzielonych pasami bujnej zieleni.
Podczas likwidacji "Swobody" nie było sentymentów. Ani wobec starych drzew, ani ludzi, często dorównujących im wiekiem. Wspomnienia przegrały ze złotówkami. W zamian sędziwi działkowcy dostali puste pole nad Wisłą, na rogatkach miasta, gdzie dojechać można tylko samochodem.
Niektórzy skorzystali, ale część nie była w stanie przyjąć miejskiej oferty. I tak babcia Jadzia z dziadkiem Staszkiem kiwają się na fotelach przez telewizorem i gryzą paznokcie, bo nie mają ziemi, w której mogliby pogrzebać. Zaraz ktoś z urzędu uzna ich - i słusznie - za wykluczonych i zacznie szukać sposobu na włączenie dziadków do społeczeństwa. Trzeba będzie napisać jakiś unijny projekt, który podpowie im, jak żyć, żeby nie skurczyć się z nudów. Pal licho, że na to też będą potrzebne pieniądze. W końcu chodzi o mniejszą stawkę niż tę, którą można zyskać za okazały plac w centrum miasta.
Bo przecież nie człowiek, nie sentymenty, nie ogrody się dziś liczą. Jest tylko jedna wartość i coraz mniej ludzi z tą prawdą polemizuje. Najważniejsze są pieniądze.