Przypomnijmy, poszło o zdanie, które po wyborze Jorge Bergoglia na papieża, Ewa Wójciak zamieściła na swoim facebooku: "No i wybrali ch..., który donosił wojskowym na lewicujących księży". I się zaczęło. Jedni chcą odwołania Wójciak, inni jej bronią. Jedni podpisują petycje "za", inni "przeciw". Jedni mówią, że stała się rzecz straszna, inni - że nic się nie stało. Ale do tego zdążyliśmy się już chyba przyzwyczaić.
Czytaj także: W samo południe: To szatan zrobił z Bydgoszczy pośmiewisko?
Ja tymczasem mam żal do dyrektorki "Ósemek".
Mam żal o to, że nie przewidziała, jaki huragan może wywołać użycie wobec papieża brzydkiego wyrazu (chciałoby się powiedzieć - wyrazu nieparlamentarnego, ale nie ma już chyba słów, których w swoich zasobach nie mają nasi parlamentarzyści) w kraju, w którym nie wolno z papieża nawet żartować, o czym boleśnie przekonał się kabaret Limo.
Mam żal, że mimo wyostrzonego zmysłu obserwacji, który od czterech dekad objawia się w działalności Teatru Ósmego Dnia, Ewa Wójciak przeoczyła, że w dzisiejszym świecie, zwłaszcza wirtualnym, granica miedzy prywatnym i publicznym się zaciera (tłumaczenia, że niefortunne zdanie padło na prywatnym profilu nie da się obronić w przypadku publicznej osoby).
Mam żal do Ewy Wójciak, że nie doceniła siły "hejterstwa", czyli internetowej nienawiści, która tylko czeka na pożywkę w postaci brzydkiego wyrazu padającego z ust osoby o znanym nazwisku, ba, szefowej instytucji kultury, no i legendy polskiej sceny niezależnej (choć historię "Ósemek" zwykle się w tym dyskursie pomija).
Słowem: mam żal do Ewy Wójciak, że dała się tak głupio złapać - internetowym trolom, części władz Poznania, które tylko czekały na jej potknięcie i pretekst do usunięcia ze stanowiska i wreszcie wszystkim święcie oburzonym, u których brzydki wyraz budzi grymas zgorszenia, a użyty w odniesieniu do głowy Kościoła musi powodować co najmniej wielodniowe torsje.
Ale choć mam żal do Ewy Wójciak o to, że zabrakło jej czujności, będę jej bronić. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że w świętym oburzeniu, które wyziera z wielu wykrzywionych niesmakiem twarzy, dostrzegam pewną hipokryzję. Bo dla nich rzecz nie w tym, by się nawzajem nie obrażać, ale w tym, kto obraża kogo. Nie do końca wierzę tym, którzy mówią, że wcale nie chodzi o taryfę ulgową dla Kościoła i o to, że Wójciak złamała tabu, ale o to, że papież Franciszek doświadczył obrazy jako przywódca Państwa Watykańskiego. Próbuję sobie wyobrazić sytuację, w której brzydki wyraz pada pod adresem innego przywódcy, powiedzmy Baracka Obamy, Władimira Putina, a nawet Bronisława Komorowskiego. Ciekawe, czy skandal byłby podobny? Wątpię.
I wreszcie - bronię Ewy Wójciak, ponieważ szczerze wątpię, by jej wypowiedź podyktowana była wulgarnością i prostactwem czy galopującym antyklerykalizmem - co zarzucają jej niektórzy. Wystarczy pobieżnie przejrzeć biografię Wójciak i "Ósemek", by zorientować się, że są to ludzie, którzy w życiu kierują się pewnym moralnym imperatywem. W czasach PRL-u, kiedy podłość, obłuda i chęć zaszkodzenia innym, były na porządku dziennym, ani Wójciak, ani jej koledzy z zespołu nie dali się zaszczuć, złamać i zastraszyć. Pozostali po "jasnej stronie mocy", choć otaczali ich szpicle i donosiciele. Przeszli z podniesioną głową próbę, na jaką wystawiła ich historia. Nie potrafili milczeć, gdy krzywdzono słabszych (tak jest do dziś). W parszywym momencie dziejów ocalili w sobie człowieczeństwo, co wymagało odwagi, dokonywania słusznych wyborów nie bacząc na konsekwencje.
Myślę, że właśnie to doświadczenie, które do dziś przebija w spektaklach i działaniach Teatru Ósmego Dnia, skłania Ewę Wójciak do tego, by od innych wymagać niezłomnych postaw, nieskazitelnej czystości. Zwłaszcza od tych, którzy są na świeczniku, sprawują najwyższe funkcje. Wójciak mówi: "Mnie sprawdzono, teraz ja sprawdzam".
Szkoda tylko, że brzydki wyraz przyćmił sens tego "sprawdzam".
Czytaj także: Toruń. Teatr Ósmego Dnia otworzył 20. "Klamrę"
Czytaj e-wydanie »