Mój kolega, który za rowerzystami nie przepada, a przynajmniej tymi w mieście, pewno na takie stwierdzenie wzdycha niepocieszony. Jako pieszy skazany jest na pędzących rowerzystów, nagle wyskakujących mu zza ramienia na przykład.
To prawda, lepiej, gdyby ci na dwóch kołkach jeździli ulicami, oczywiście pod warunkiem, że nie ma tam ścieżki rowerowej. Ale ja jeżdżę ulicami i rozumiem, dlaczego wielu na taki krok się nie chce zdecydować. Jest po prostu niebezpiecznie.
Zacznę od tego, że kierowcy często jeszcze nie zachowują metrowego odstępu wyprzedzając rowerzystę. Jeśli sami nie jeżdżą rowerami, to apeluję do ich wyobraźni. Jak nasze drogi wyglądają, to wiecie, a teraz pomyślcie, że tuz przy krawężniku jest często najwięcej dziur, nawet wyrwy i rowerzysta musi takie wyrwy omijać. Dajcie mu, zatem, ten minimum metr, żeby nawet w trakcie manewru mógł uniknąć dziury.
Zobacz także: Jubileuszowa X Masa Krytyczna w Bydgoszczy
Rowerzyści są pełnoprawnymi uczestnikami ruchu. Jeśli środkiem pasa przejeżdżają przez skrzyżowanie, tak jak mówią to przepisy, to mają do tego prawo. Cierpliwości, za skrzyżowaniem zjadą do prawej. Nie ma powodu trąbić.
Jeśli parkujesz na chodniku i chcesz tyłem włączyć się do ruchu, pamiętaj, drogi kierowco, że poza samochodem może tam jechać także rowerzysta. Jeśli w niego wjedziesz, to może się skończyć tragicznie, a nie na wgnieceniu zderzaka.
Podobna uwaga do kierowców parkujących wzdłuż ulicy. Zanim otworzycie drzwi, spójrzcie dokładnie, czy nie jedzie rowerzysta. Nadjedzie cicho, nie tak jak auto, więc trzeba naprawdę zerknąć, a nie liczyć tylko na swój słuch. Może nie wyrwie wam drzwi razem z zawiasami, ale może się to dla niego źle skończyć.
I jeszcze jedno, jak podał mi właśnie Sebastian Nowak z Bydgoskiej Masy Krytycznej, w miastach, gdzie na ulicach jest więcej rowerzystów, jest bezpieczniej i dochodzi do mniejszej liczby zdarzeń drogowych. A to jest przecież w naszym wspólnym interesie.
Czytaj e-wydanie »