Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W samo południe. Zwolnienie Jarosława Kozery trochę mnie zdziwiło

Marta Pieszczyńska, [email protected], tel. 52 326 31 42
Marta Pieszczyńska, autorka dzisiejszego komentarza "W samo południe".
Marta Pieszczyńska, autorka dzisiejszego komentarza "W samo południe". Agata Kozicka
Mam mieszane uczucia po odwołaniu Jarosława Kozery ze stanowiska dyrektora szpitala im. Jurasza. Bo z jednej strony owszem - atmosfera w placówce budziła niepokój, ale z drugiej - nie trzeba specjalnej wnikliwości, aby zobaczyć, że szpital uporał się z potężnym zadłużeniem.

Gdy w 2010 roku Jarosław Kozera obejmował stanowisko szefa lecznicy, wiadomo było, że konieczne są poważne zmiany. Zadłużenie szpitala sięgało wówczas 130 mln zł. Zgodnie z planem naprawczym, zaakceptowanym zresztą przez władze UMK, poprawę sytuacji finansowej miały przynieść między innymi zwolnienia personelu medycznego. Zadanie to scedowano na nowego dyrektora. Trudno się więc dziwić, że jego osoba od samego początku budziła strach wśród pracowników.

Atmosfera w szpitalu była napięta. Do naszej redakcji co rusz wpływały anonimowe listy, mocno krytykujące Kozerę. Najoględniej rzecz ujmując - wynikało z nich, że szef placówki jest despotą i zastrasza kadrę. Nie wiem, jak było naprawdę. Nigdy nie pracowałam w szpitalu, a listy - powtarzam - były anonimowe.

Przeczytaj także: Jarosław Kozera, dyrektor szpitala im. Jurasza w Bydgoszczy został odwołany
Nie chcę kwestionować zarzutów personelu. Niewykluczone jednak, że coś było na rzeczy. Pamiętam, gdy zatrudnienie w "Juraszu" stracił m.in. dr Stanisław Prywiński, chirurg. Podczas rozmowy ze mną opowiadał, że przy wręczaniu wypowiedzenia dyrekcja nie przedstawiła powodów swojej decyzji. - Nie padły też podziękowania za dotychczasową współpracę - mówił doktor. - To przykre. Pracowałem w "Juraszu" przez 41 lat.

Potem ze szpitala odszedł dr Przemysław Paciorek, kiedyś szef Kliniki Medycyny Ratunkowej, dyrektor ds. lecznictwa. Podobno za porozumieniem stron. Gdy z nim rozmawiałam, odniosłam wrażenie, że odczuwa wielką ulgę z powodu zerwania współpracy z "Juraszem".

Przeczytaj także: **

Zwolniony dyrektor "Jurasza": Nie żałuję żadnej z podjętych decyzji

**

Ale jest też druga strona medalu. W ciągu trzech lat zarządzania szpitalem, Kozera zdołał postawić go na nogi. W ten rok, pierwszy raz od wielu lat, lecznica weszła z zyskiem w wysokości miliona złotych. Niby niewiele, ale to jednak zysk a nie kilkunastomilionowa strata - jak było wcześniej. Szpital spłacił też wszystkie zobowiązania wymagalne, dzięki czemu pracownicy zatrudnieni na kontraktach zaczęli dostawać pensje na czas, a szpital mógł w końcu dyktować warunki współpracy dostawcom z zewnątrz. Chodzi o zakupy leków, sprzętu medycznego etc. Kwestie finansowe, które uporządkował dyrektor, nie pozostały zatem bez znaczenia dla pacjentów. A wydaje się, że przede wszystkim o to chodziło w planie naprawczym dla szpitala.

Pytanie więc - czy w sytuacji, w której znalazł się w 2010 roku "Jurasz" priorytetem dla dyrekcji powinno być budowanie właściwych relacji z personelem, czy zabezpieczenie pacjentów?

Przeczytaj także: **

Bydgoszcz: Jacek Kryś stanął na czele "Jurasza"

**

Sama nie lubię stwierdzenia, że cel uświęca środki. Bo można by pomyśleć, że Kozera przyjął taki kierunek działania. Ale ostatecznie, wbrew temu, co pisali anonimowo pracownicy, masowych zwolnień w szpitalu nie było. Z zapowiadanych przez Wandę Korzycką-Wilińską, poprzednią dyrektor "Jurasza", cięć kadrowych, które miały objąć nawet 900 pracowników, ostatecznie, w czasie zarządzania lecznicą przez Jarosława Kozerę, pracę straciło 80 osób.

Na końcu i on.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska