- W miastach rodzi się więcej dzieci niż w mniejszych miejscowościach. Czy to znaczy, że grozi nam wyludnienie wsi?
- To nie takie proste. Z jednej strony bilans migracji jest zrównoważony, od jakiegoś czasu nawet więcej ludzi przeprowadza się na wieś, niż ją opuszcza.
Ale z drugiej strony strumień migracyjny nie jest równomierny - na wieś nie przeprowadzają się masowo ludzie młodzi, którzy mogliby mieć dzieci. Najczęściej osiedlają się tam ludzie będący w końcowym okresie wieku produkcyjnego (mający 50/60 lat) i w wieku poprodukcyjnym, którzy już się ustabilizowali, mają dorosłe dzieci i teraz wybierają domek z ogrodem poza miastem.
Wieś się starzeje i to jest rzeczywiście problem, który obserwujemy od kilkudziesięciu lat.
- Jak więc ten odpływ młodych ludzi ze wsi powstrzymać? Czy to w ogóle możliwe?
- Przede wszystkim należy zastanowić się nad tym, jak stworzyć im takie warunki życia i pracy, żeby mogli na wsi budować swoją przyszłość.
Tu przychodzi nam z pomocą model społeczeństwa informacyjnego: praca na odległość, kształcenie na odległość - mogą pomóc zatrzymać młodych ludzi na wsi i osłabić ich chęć migracji do miasta.
- To wystarczy, żeby przyszłe mamy nie uciekały do miast i rodziły dzieci na wsi?
- Jest jeszcze jeden problem, tym razem natury mentalnej. Młode mieszkanki wsi podejmują studia częściej niż młodzi mężczyźni ze środowisk wiejskich. Studiują w miastach, tam zdobywają wykształcenie. Mogłyby potem wrócić na wieś i urodzić pierwsze dziecko, ale nie za bardzo chcą to zrobić, bo mają w głowie dość naiwny, negatywny stereotyp żony rolnika i wsi jako miejsca zamieszkania.
A bez kobiet dzieci na wsi nie przybędzie - i koło się nam zamyka.