https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na gorąco

Jan Raszeja
Rozliczenia partii z kampanii parlamentarnej - komentuje Jan Raszeja

     Jak ten czas pędzi. W poniedziałek wieczorem miałem specyficzną przyjemność obejrzenia i wysłuchania Zygmunta Wrzodaka z LPR protestującego do telewizyjnej kamery przeciw odrzuceniu przez Państwową Komisję Wyborczą finansowego rozliczenia jego partii z kampanii parlamentarnej. Sens tego co mówił poseł był - mniej więcej - taki: chodzi o to, aby takie ugrupowania jak nasze nie dostały zwrotu pieniędzy, które moglibyśmy wykorzystać na informowanie społeczeństwa o Unii Europejskiej. Komuś na tym zależy - podsumowywał motyw przewodni spisku.
     Tak było przedwczoraj. A wczoraj Sąd Najwyższy, odrzucając skargę Ligi Wrzodaka, podtrzymał decyzję PKW.
     Jak nie wiadomo o co chodzi, to oczywiście chodzi o pieniądze, zresztą niemałe. W przypadku Ligi Polskich Rodzin o prawie 400 tysięcy, też zresztą polskich, złotych, których partia nie dostanie z tytułu zwrotu kosztów kampanii wyborczej. Ponadto subwencja przysługująca partiom tylko za to, że są, zostanie okrojona aż o 75 procent, co mało nie jest. Wygląda na to, że przygoda LPR z parlamentaryzmem przebiegać będzie przez najbliższe lata pod hasłem "goło i wesoło".
     Nie to, żebym skakał z tego powodu z radości. W przepisach dotyczących finansowania kampanii wyborczej można się pogubić i mało które z ugrupowań tego nie zrobiło. Chodzi tylko o - jakże częstą w Polsce - manierę podawania się za ofiarę politycznych knowań: odrzucili sprawozdanie, bo im stoimy na drodze, wyrzucili mnie z posady, bo im byłem kością w gardle, tępią mnie (nas), bo nie pozwalałem (nie pozwalamy) im na różne brzydkie rzeczy. Pewnie - zdarza się i tak. Wcale jednak nie aż tak często, jak chcieliby amatorzy dramatycznych gestów wykonywanych przed szeroką publicznością. I zapominający, że czasem mężczyźnie przystoi inny gest: uderzenie się w piersi.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska