Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość po wielu tygodniach rozmów uzgodniły wreszcie, że pójdą wspólnie do wyborów samorządowych.
Wydawałoby się, że takie porozumienie należy traktować jako coś oczywistego. Liczba radnych znacząco się zmniejszyła, wójt, burmistrz itd. będą wybierani bezpośrednio, a więc szansę na jakikolwiek wynik mają tylko ugrupowania silne, posiadające najmniej 1/5 poparcia. PO oraz PiS posiadają tyle łącznie, nie udało im się jednak od dawna tyle osiągnąć oddzielnie. Obie partie posiadają bardzo zbliżone do siebie programy i podobny stosunek do SLD oraz Samoobrony. Przywódcy znają się od lat. Wydawałoby się zatem, że wystarczy kilka minut, by doszło do porozumienia. Czemu zatem do porozumienia dochodziło tak długo i tak niekompletnie (z wyłączeniem Warszawy)?
Odpowiedź jest dość prosta. Prezydentem Warszawy chce zostać i Andrzej Olechowski, i Jarosław Kaczyński. Żaden nie chce ustąpić drugiemu. Wielkie ambicje są silniejsze od zdrowego rozsądku. Obu im bowiem grozi, że nie przejdą do drugiej tury i tym samym obie partie znajdą się na marginesie życia politycznego stolicy. Wydaje się jednak, że jest to choroba ogólnopolityczna. Antoni Macierewicz zgłosił się przecież jako kandydat na prezydenta bez uzyskania poparcia Romana Giertycha, a więc jednego z najważniejszych działaczy jego partii. A przecież to dopiero początek zgłaszania się kandydatów. Każdy z nich ma trzymetrowe ego i żaden nie jest w stanie pochylić się do innych, maluczkich. A cóż dopiero mówić o tych, którzy cierpią na manię prześladowczą ...
Porozumienia małych partii porządkują nieco scenę polityczną. Nie oznacza to jednak, że każde z nich należy traktować jako osiągnięcie stanu doskonałości.
Na gorąco
Roman Bäcker
Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość po wielu tygodniach rozmów uzgodniły wreszcie, że pójdą wspólnie do wyborów samorządowych.