Nikt nie wątpił, że czeczeńscy terroryści, którzy zajęli moskiewski teatr i wzięli ponad ośmiuset zakładników gotowi byli spełnić swoje groźby. Mówili od początku: - "Postanowiliśmy umrzeć w Moskwie i zabrać ze sobą dusze tych niewiernych. Każdy z nas jest gotów poświęcić się dla Boga i niezawisłości Czeczenii".
Słowa te przez dwa dni budziły trwogę nie tylko rodzin zakładników i Rosjan, ale całego świata. Więc w sobotę rano świat odetchnął na wieść, że rosyjskim służbom specjalnym udało się uwolnić ponad 750 zakładników.
Najmniej 118 ofiar wśród niewinnych ludzi to cena jaką tym razem trzeba było zapłacić, by powiedzieć terrorystom na całym świecie, że nie uda im się rzucić na kolana wolnego, demokratycznego świata, że nie mają szans na urzeczywistnianie swoich celów.
Terroryści wręcz zaszkodzili Czeczenii. Już w sobotę wojska rosyjskie wzmogły aktywność na jej terytorium. I świat przyjmie to ze zrozumieniem, jako część wojny z międzynarodowym terroryzmem. Kto zechce pamiętać, że tamtejszy dramat jest starszy od al-Kaidy, że Czeczenia staje się drugą Palestyną? I że jedynie drogą pokojową można znaleźć godne i dla Czecznów i dla Rosji rozwiązanie konfliktu.
Dzięki integracji z zachodnim sojuszem Putin wywalczył sobie właściwie czek in blanco w polityce wewnętrznej, wręcz pozwolenie na zabijanie w Czeczenii. Obym się mylił, ale teraz to wykorzysta i postawi na to, co w tradycji Rosji zawsze popłacało: na represje, zastraszenie, pozbawienie praw.
Bo Zachód potrzebuje Rosji jako partnera we "wspólnej łodzi". Bo Putin wie, że po zamachu w Moskwie Zachód nie może pozwolić sobie na krytykowanie Rosji.
Na gorąco
Ryszard Buczek
Nikt nie wątpił, że czeczeńscy terroryści, którzy zajęli moskiewski teatr i wzięli ponad ośmiuset zakładników gotowi byli spełnić swoje groźby.