"Nowości" świętują swoje 55-lecie

W najbardziej pracowitą środę w roku właściciel Cukierni i Piekarni Rumińscy pokazał "Nowościom", jaką drogę pokonują pączki, zanim trafią do wszystkich świętujących tłusty czwartek. Ta słodka podróż zaczyna się w biurze Krzysztofa Rumińskiego w siedzibie firmy w podtoruńskim Głogowie, gdzie właściciel przechowuje wszystkie receptury na wypieki jego marki. - Oczywiście mamy swoje sekretne receptury, ale szczegółów nie zdradzimy - przestrzega.
Jaki musi być perfekcyjny pączek?
Niektóre z przepisów pochodzą jeszcze z lat trzydziestych. - Mamy tu receptury na wszystko, co się da: ciasta, herbatniki, torty, pierniki - wymienia Rumiński. - Najważniejsze są surowce. Jeśli są dobrej jakości i odpowiednio dobrane, pączek wyjdzie delikatny i puszysty. Ważny jest każdy szczegół, nawet "krawacik" wokół pączka - zaznacza cukiernik.
Delikatność i puszystość pączków jest podstawą, by ich smak zadowolił najbardziej wymagające podniebienia i by nie było konieczne ograniczanie się w ich próbowaniu. - Mieliśmy kiedyś pracownika, który potrafił zjeść 15 pączków w godzinę. Jak pączek jest dobrze zrobiony, to można zjeść ich dużo więcej niż jednego czy dwa - podkreśla właściciel cukierni.
Pączki dużo odpoczywają
Nad produkcją pączków w środę pracuje około 40 osób. - W całości przeszliśmy w tryb pączkowy - przyznaje Krzysztof Rumiński. Szefem produkcji jest Ryszard Durmowicz, z właścicielem cukierni od początku ich cukierniczej przygody - 51 lat. - Po tylu latach bardzo sobie ufamy i dobrze się znamy. Czasami długo dyskutujemy, jak rozwiązać różne problemy, które napotykamy i nawet po takim czasie znajdujemy nowe rozwiązania - wyjaśnia Durmowicz.
Zanim pączki zostaną napełnione nadzieniem i polane lukrem, pracownicy ugniatają ciasto. Potem dzielą na mniejsze kawałki, a maszyna formuje kulki. - Cały czas idziemy do przodu, rozwijamy technologię - podkreśla właściciel. W najbardziej pracowitą środę w roku osobiście dogląda całego procesu. - Tu dosypcie jeszcze mąki! - przypomina pracownikom.
Po uformowaniu kulek, ciasto odpoczywa i rośnie. - Czekamy około godziny. Ważne, żeby nie za krótko, żeby wszystko wyszło dobrze - wyjaśnia Rumiński.
Ostatnie poprawki, by było perfekcyjnie
Kiedy ciasto odpoczywa, na innych stanowiskach o przerwie nie ma mowy. Wyprodukowanie 60 tysięcy pączków wymaga od cukierników wielkiej uwagi i staranności. Cukiernicy w środowym zgiełku przekrzykują maszyny i jeszcze wymieniają się wskazówkami. - Pamiętaj, żeby jeszcze górę dosmażyć!
Polecamy
Smażenie to jeden z najważniejszych etapów produkcji pączków. - Utrzymujemy konkretną temperaturę tłuszczu: jeśli byłaby za niska - pączki napiłyby się tłuszczu, a jak za wysoka - spaliłyby się. To wszystko wpływa na smak - tłumaczy właściciel.
Po usmażeniu, pączki zyskują jeszcze więcej słodyczy - kilku pracowników wypełnia je nadzieniem. Są stanowiska z adwokatem, marmoladą, powidłami. Te wypełnione toffi jeszcze będą polane czekoladą i wysuszone w specjalnej maszynie, by polewa zastygła na słodkim dziele.
Tu kolejność działania oczywiście też nie jest przypadkowa. - Najpierw smażymy, a dopiero potem wypełniamy nadzieniem. Jeśli byśmy zrobili odwrotnie np. z adwokatem, wszystko by się rozpadło - tłumaczą cukiernicy. Po wypełnieniu, pączki czeka jeszcze jedna taśma, na której zostaną polane lukrem.
Po lukrowaniu, pączki wędrują na ostatni już przystanek, który w ich przypadku jest kolejnym odpoczynkiem, koniecznym, by słodkości wystygły przed zapakowaniem. Po kilku minutach trafiają już do pudełek, skąd są rozwożone do cukierni, gdzie będą czekać, by umilać nam cały tłusty czwartek.
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku: