Niespełna dwa tygodnie temu przyszła odwilż po pierwszych, i jak na razie jedynych tak intensywnych opadach śniegu w tym roku. Rzecznik bydgoskiego Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy mówił wtedy, że po ulicach miasta jeżdżą trzy ekipy, które na bieżąco łatają ubytki.
Przeczytaj także:Drogowcy: Na razie łatamy tylko głębokie ubytki
Niestety, z dnia na dzień sytuacja była coraz gorsza. Dlatego kilka dni później codziennie wysyłano już sześć ekip, a po interwencji bydgoskiego ratusza szef bydgoskich drogowców rozpoczął rozmowy z kolejnymi firmami. Dzięki temu ekip jest już siedem, a niewykluczone, że będzie ich jeszcze więcej. Jednak w tym samym czasie do siedziby ZDMiKP wpłynęło ponad 50 wniosków wściekłych kierowców o wypłatę odszkodowań.
A wystarczyło w listopadzie, albo w grudniu podpisać umowę z kilkoma firmami, które do lutego mogłyby zachowywać rewolucyjną czujność i reagować od razu po każdej odwilży. Zwłaszcza, że nasi drogowcy mają na to pieniądze. Witold Antosik, dyrektor bydgoskiego ZDMiKP przyznał, że jego tegoroczny budżet na łatanie dziur to 3,5 mln złotych. Do tego z ratusza dostał jeszcze na ten cel kolejne dwa miliony. Tymczasem od początku roku do dziś pozimowa naprawa ulic kosztowała go ledwie… 120 tysięcy złotych.
I jak w takiej sytuacji nie mówić, że zima nie zaskoczyła drogowców? Zwyczajnie się nie da.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »