
Tak ma się prezentować wejście do sali koncertowej od al. Solidarności
(fot. Projekt Menis Arquitectos)
Motoarena: najlepszy, najnowocześniejszy i najdroższy tor żużlowy w Europie, a może i na świecie. Toruński most: przeprawa łukowa z dwoma 270-metrowymi, najdłuższymi w Polsce, przęsłami. Hala widowiskowo-sportowa przy ul. Bema: o prawie 100 tys. m sześc. większa kubatura niż w bydgoskiej “Łuczniczce". Sala koncertowa na Jordankach: powierzchnia całkowita większa o ok. tysiąc m kw. niż w bydgoskiej Operze Nova.
Czytaj też: Blog Wojciecha Giedrysa
Ktoś z zewnątrz przyklaśnie: w Toruniu dzieje się, miasto stawia na rozwój, inwestuje. Mina rzednie jednak, gdy spojrzymy na liczby, a te mogą przyprawić o wielki zawrót głowy: na koniec ubiegłego roku zadłużenie Torunia wyniosło ok. 701 mln zł, do końca roku wzrośnie do 869 mln zł. Na halę i most miasto wyda jeszcze grube miliony, pod salą nie wyrósł jeszcze ani milimetr fundamentów, nie ruszyła też budowa trasy średnicowej, która może kosztować 182 mln zł. Zadłużenie jeszcze pójdzie w górę. W 2014 r. ma osiągnąć 1,14 mld zł, czyli o 100 mln zł więcej niż dochody miasta w tym roku.
W czym tkwi problem?
W czym tkwi problem? W skali projektów i ambicjach rządzących. Prezydent Torunia Michał Zaleski, który notabene skończył geografię, prawdopodobnie zbytnio nie uważał na zajęciach ze skali. Zamiast przystosować te obiekty do potrzeb, wielkości i potencjału naszego miasta, zdecydował się pójść na całość i zaprojektował je w skali 3:1.
Tak więc mamy Motoarenę z bodajże jedynym w Europie torem żużlowym pod dachem, gdzie odbywa się kilkanaście imprez w ciągu roku. Zaraz po otwarciu stadion przyciągał po 15-17 tys. osób. Teraz bywa jednak, że mecze obserwuje kilka tysięcy kibiców. Wielką niewiadomą jest hala widowiskowo-sportowa, która ma pomieścić 5,2 tys. kibiców. Problem w tym, że żadne zawody czy drużyna w Toruniu nie przyciągają takiej publiczności.
Pod znakiem zapytania stoi też frekwencja w planowanej sali koncertowej z 1,1 tys. fotelami. Wątpię, czy kilka razy w miesiącu uda się wypełnić taką widownię do ostatniego miejsca. A nawet jeśli, warto pamiętać o kosztach utrzymania. Hala sportowa i sala koncertowa będą kosztować każdego roku grube miliony złotych: kolejno ok. 6 i 2 mln zł. A przy tym wszystkim trzeba pamiętać, że rokrocznie miasto będzie musiało spłacać potężne kredyty: w przyszłym roku obsługa długu przekroczy 102 mln zł, a w 2020 - 141 mln zł.
Bydgoszcz nie będzie stolicą metropolii. Dlaczego?
Zejdźmy na ziemię
Najlepiej więc nie inwestować i po prostu skazać miasto na dryfowanie, czyli najzwyczajniej w świecie przejadać pieniądze na bieżące utrzymanie miasta? Nie. Trzeba inwestować, ale muszą to być inwestycje przystające do wielkości i możliwości miasta, a co najważniejsze takie, które przyniosą miastu dodatkowe dochody. To nie mogą być pomniki wystawiane sobie przez władzę, ale obiekty, które będzie można w pełni wykorzystać, które nie będą świecić pustkami przez większość dni w roku. A co ważne, trzeba raz na zawsze zmienić filozofię przygotowywania projektów.
Bo teraz wygląda to tak: miasto rzuca hasło np. postawmy budynek, potem stara się o pieniądze unijne, wybiera projekt obiektu w konkursie, projektuje, buduje, a dopiero potem myśli, jak to hasło wypełnić treścią, co ma się tam odbywać, kto ma nim kierować. Co najgorsze, na te kluczowe kwestie w przypadku sali cały czas nie znamy odpowiedzi, mimo iż mówi się o niej co najmniej od 2007 r., a projektuje od 2009 r. Podobnie jest z innymi inwestycjami. Odnoszę wrażenie, że na pierwszym planie są miliony złotych, metry sześcienne betonu, metry kwadratowe powierzchni, a nie - jak dany obiekt utrzymać, jak przyciągnąć do niego widzów, itp., itd. Zamiast menedżerów mamy budowniczych miasta, dla których najważniejsze to zakończyć prace w terminie, przekazać obiekt do użytkowania i przeciąć wstęgę. Co dalej? A to wyjdzie w praniu. Coś się wymyśli.
Zejdźmy więc na ziemię. Nie możemy zapomnieć, że Toruń jest prawie 200-tysięcznym miastem, a zachowuje się jakby miał przynajmniej 400 tys. mieszkańców i wielkomiejskie ambicje. Musimy znać swoje miejsce w szeregu i uświadomić sobie, że nawet jeśli bardzo tego chcemy, nie gramy i grać nie będziemy w ekstraklasie z Gdańskiem, Poznaniem czy Wrocławiem. I nie zmienią tego różnorakie plebiscyty czy też rankingi. W czym tkwi siła tamtych ośrodków? Między innymi w tym, że bez kompleksów walczą z powodzeniem o dużych inwestorów i duże inwestycje. Toruń nie ma pomysłu, jak przyciągnąć inwestorów - nie za bardzo zdaje sobie sprawę ze swoich atutów i przywar. Jak na razie największe prywatne inwestycje kończą się na budowie kolejnych centrów handlowych. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej.
Dlatego teraz, kiedy rozpętała się burza wokół sali koncertowej - wokół jej funkcjonalności, kosztów budowy i projektu - czas się obudzić z tego pięknego snu o wielkim Toruniu, podjąć odważną decyzję i przyznać, że nie stać nas na salę za 197 mln zł. Odłóżmy ten projekt na lepsze czasy, kiedy okaże się, że taka sala jest w Toruniu niezbędna, kiedy będzie nas stać na taki obiekt i jego utrzymanie, kiedy będziemy mieć pomysł, kto ma nią kierować, co ma się tam odbywać, kiedy środowiska kulturalne dojdą do porozumienia, jak ma wyglądać i jakie funkcje spełniać, a co najważniejsze, kiedy odpowiemy na pytanie: po co nam ta sala.
Zapraszamy do komentowania na naszym forum - TUTAJ
Czytaj e-wydanie »Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje
