Pamiętacie sprawę Jarosława Ziętary? Ten bydgoszczanin z pochodzenia miałby dziś 57 lat i być może byłby klasykiem dziennikarstwa śledczego, prowadzącym zajęcia dla adeptów dziennikarstwa. Ale Ziętary nie ma między nami - został zamordowany, a jego ciało rozpuszczono w kwasie.
Najpierw zmarnotrawione zostało 2-letnie śledztwo w sprawie "zaginięcia" dziennikarza. Gdy w końcu media wymogły podjęcia sprawy na nowo, rozpoczęła się 12-letnia odyseja, w której wytypowano nie tylko wykonawców wyroku, ale także zleceniodawcę - Aleksandra Gawronika, biznesmena o esbeckich korzeniach, który miał już za sobą wyrok za wyłudzenia i… mandat senatora RP.
Ostatecznie konstrukcja oskarżenia posypała się jak domek z kart, bo główny świadek wycofał swoje wyjaśnienia. No i pod koniec ubiegłego roku eks-senator został ostatecznie oczyszczony z zarzutów. A więc oficjalnie nadal nie wiadomo kto wydal zlecenie na Jarosława Zietarę. Za chwilę zapewne dowiemy się jakiego zadośćuczynienia za krzywdy moralne będzie domagał się do niedawna oskarżony biznesmen i ile przyjdzie nam za to zapłacić.
A teraz kolejna sprawa. Po 8 latach Sąd Okręgowy w Toruniu uniewinnił wszystkich oskarżonych w sprawie tzw. mafii papierosowej. Powód? Materiał dowodowy, który wpłynął do sądu był żenująco słaby. W dodatku osią oskarżenia były zeznania jednego świadka, który widział rzeczy jakich nie mógł widzieć (bo był osobą niedowidzącą).
Oczywiście to nie tak, że afery nie było. Była, a jakże! Przez 6 lat przelały się przez okolice Torunia setki tysięcy paczek lewych papierosów zza wschodniej granicy. Wypływały w Toruniu, Lulkowie, Lipniczkach, Głogowie i w Chełmży, ale sprawcy pozostają, hmmm…, nieznani.
Z kolei w listopadzie ubiegłego roku upadł jeden z najgłośniejszych procesów w ostatnich trzech dekadach – sprawa zabójstwa byłego premiera Piotra Jaroszewicza oraz jego żony. Wszystkich oskarżonych uniewinniono. Tu znowu dowody okazały się zbyt słabe. W trakcie procesu policjanci mówili otwartym tekstem o swoich zmaganiach z brakiem pieniędzy na konieczne czynności.
Przykłady degrengolady organów ścigania w najpoważniejszych sprawach można mnożyć. Ale czego spodziewać się, jeśli naczelnik wydziału w toruńskiej komendzie woli spędzać czas towarzysząc kolegom w zatrzymaniu emerytki, która opluła kogoś w internecie, a jego koledzy mielą sprawy politycznych i medialnych przepychanek?
Tymczasem po raz pierwszy od bardzo dawna pojawiają się sygnały o odradzaniu się naprawdę groźnych grup przestępczych i rekonstrukcji mafijnego światka, który znamy z lat 90. Dziś jest jeszcze czas, aby to zatrzymać.
