Ale od początku. Sprawa aborcji wskutek gwałtu wybuchła za sprawą wypowiedzi Sławomira Mentzena, który przedstawił się jako przeciwnik "jakiegokolwiek zabijania niewinnych ludzi", co w języku strony przeciwnej oznacza niezgodę nawet na aborcję na wczesnym etapie ciąży, nawet wskutek gwałtu. Posypały się na Mentzena gromy i zarzuty "talibanu" i "odklejenia od rzeczywistości".
Nie zamierzam tu zajmować stanowiska ani wobec poglądów kandydata Konfederacji, ani wobec dopuszczalności aborcji jako takiej. Przyglądam się jedynie poglądom tych 10 proc. Polaków, którzy, według sondaży, nie godzą się z przerwaniem ciąży nawet w przypadku gwałtu. Można oczywiście uznać ich za kompletnych oszołomów, ale warto wysłuchać argumentów, nawet po to, aby wiedzieć, co się odrzuca.
Bo problem z Mentzenem polega na tym, że to nie jego pogląd jest "odklejony od rzeczywistości". Odklejeni są ci przeciwnicy aborcji, którzy dopuszczają wyjątek gwałtu. Jeśli oczywiście uznamy, że kluczem do rzeczywistości jest logika. Bo nie ma logiki w założeniu, że życie człowieka/embriona (niepotrzebne skreślcie) powinno być chronione wyłącznie wtedy, gdy za jego powstaniem nie stoi czyn zabroniony (owszem - dramat psychiczny i fizyczny ból). Tę dziwną "chrześcijańską" etykę można byłoby przecież przetransponować na inne sposoby. Na przykład – dzieciom alkoholików z FAZ przyznajemy nie 800+, a 400+ zł. Logiczne?
Innymi słowy: jeśli uznajesz wartość życia od poczęcia, bądź do cholery konsekwentny, albo nie zawracaj głowy.
A propos zawracania głowy. Przypadków aborcji związanej z gwałtem mamy średnio w Polsce od 0 do 2 rocznie. Dlaczego? Dlatego, że dotyczą one wyłącznie kobiet, które z opóźnieniem zgłaszają gwałt. Ciąż z gwałtu mogłoby być oczywiście więcej (co roku zgłaszanych jest około 1500 gwałtów), ale jedną z rutynowych czynności jest podanie kobiecie tabletki "dzień po", która nie przerywa ciąży, ale zapobiega zapłodnieniu.
A zatem ten potężny szum medialny skupiony jest wokół średnio jednego (!) przypadku ciąży rocznie. Dla porównania: na leukodystrofię metachromatyczną zapada w Polsce jedna na 20 tys. osób. Choroba jest zabójcza, ale 1900 cierpiącym można pomóc podając im lek za 11 mln. zł. Mówił wam ktoś o tym w kampanii?
