Nie mam nic przeciwko fotoradarom. W dłuższej trasie, gdy mija się ich powiedzmy kilkadziesiąt, perspektywa opróżnienia konta przez kolejne mandaty nikogo nie cieszy. Człowiek, widząc niebieską tabliczkę z napisem "Kontrola prędkości", nawet mimowolnie zwalnia. I dobrze. I jedzie się płynniej i bezpieczniej.
Wpływy z fotoradarów dużo mniejsze od oczekiwanych
Kwestię bezpieczeństwa jednak - mimo, że właśnie tym argumentem szafują lokalni "włodarze", wójtowie, burmistrzowie, ktorym podlegają straże gminne/miejskie - odłóżmy na chwilę na bok. Skoro według obliczeń specjalistów jeden fotoradar jest w stanie w ciągu dnia "natrzaskać" pamiątkowych zdjęć za około 5 tys. zł, to ta suma pomnożona przez 365 daje już interesujący dochodzik dla tej, czy innej gminy.
Skoro to tak potężne pieniądze, to co się z nimi dzieje? Podobno idą na "poprawę bezpieczeństwa na drogach lokalnych". Ale co kryje się za tym pojęciem? Nie słyszałem jeszcze nigdy, by wójt, burmistrz, czy prezydent wyliczał kiedykolwiek konkretne inwestycje, zrealizowane dzięki pieniądzom z fotoradarów.
Mandaty z fotoradarów - kiedy nie trzeba ich płacić. Poradnik
Problemowi warto się przyjrzeć bliżej. Nie tylko sam odnoszę takie wrażenie, że ładna kasa z fotoradarów to wielka pokusa dla samorządów, które mogą próbować w ten sposób łatać swoje nadwyrężone budżety.
Czytaj e-wydanie »Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje