Zwykle odbywa się to tak: puka do naszego mieszkania miły pan lub miła pani. Pyta o rachunki za prąd. Kręci nosem i mówi, że można płacić taniej.
Przeczytaj także: W samo południe. Jesteśmy skazani na bycie "złotą rączką"
Kto nie chce płacić taniej? Pani domu chce, emerytka też, rolniczka jest chętna. Więc składają podpis na umowie. Miła pani lub pan wychodzą z domu, odjeżdżają w siną dal, a wtedy przychodzi opamiętanie. I refleksja - czy proponowane w pakiecie ubezpieczenie jest rzeczywiście bezpłatne, czy prąd naprawdę będzie tańszy. Dobra decyzja czy błąd?
Dalej się radzić mądrzejszych! A mądrzejsi często kiwają z politowaniem głową i dziwią się - że podpisaliśmy, że nie czytaliśmy, że w ogóle po co to nam. I wtedy często próbujemy odkręcić sprawę. Nie idzie? To do rzecznika konsumentów.
Miejscy i powiatowi rzecznicy konsumentów przyznają, że są zasypani tego typu sprawami. Więc zanim zapuka do nas miła pani czy miły pan z propozycją tańszego prądu, telefonu, gazu i czego tam jeszcze, po wysłuchaniu obietnic, że będzie tanio i lepiej, przeczytajmy dokładnie umowę. Nawet jeśli napisana jest na kilku kartkach i w dodatku drobnym druczkiem.
A jeśli znajdziemy w niej coś niejasnego, dajmy sobie czas na przemyślenie. I niech przypomni nam się stare przysłowie "Co nagle, to po diable". Wtedy, gdy przedstawiciel handlowy odjedzie, nie będziemy po nim płakać.
Więcej komentarzy w samo południe przeczytasz TUTAJ
Czytaj e-wydanie »